Zuzanna Dąbrowska: Alibi sprawców zamieszania

Jeśli ktoś popełni z zimną krwią wykroczenie lub przestępstwo, gorączkowo szuka usprawiedliwienia własnych działań. Zjednoczona Prawica wspólnie odpowiada za brak pieniędzy z KPO i bardzo potrzebuje dobrego wytłumaczenia własnej niemocy.

Publikacja: 04.01.2023 13:52

Zbigniew Ziobro i Mateusz Morawiecki

Zbigniew Ziobro i Mateusz Morawiecki

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

To było już drugie spotkanie wąskiej ekipy premiera Mateusza Morawieckiego ze środowiskiem Zbigniewa Ziobry. Pierwsze nie doprowadziło do niczego, potem też nie było żadnych symptomów przełomu. Nikt się więc nie zdziwił, że do niego nie doszło. Po co były te kolejne konsultacje?

Chodzi o to – jak w klasycznym kryminale – by zapewnić sprawcom horrendalnego zamieszania z pieniędzmi z Funduszu Odbudowy dobre alibi. Morawiecki musi udowodnić tym w PiS, którzy chętnie przyjmują argumenty Ziobry i wsłuchują się w antyunijną propagandę, że zrobił wszystko, by „dla dobra kraju” pozyskać głosy posłów SP. Bo tylko wtedy może zostanie mu wybaczone, że o poparcie dla przyjęcia nowelizacji ustawy o SN musi błagać opozycję. A i tak gwarancji żadnej, że nie zapłaci za to własną głową podaną przez prezesa elektoratowi na srebrnej tacy, nie ma.

Ziobro mówi właściwie do tych samych ludzi. Chce przekonać działaczy i zwolenników PiS do swoich racji, bo to oni będą w przyszłości, jeśli mu się uda, budować jego potęgę. Każde spotkanie szefa rządu dużego europejskiego kraju z politykami partii o poparciu w porywach 2 proc. nobilituje ich i dodaje znaczenia. „Taki mały, ale jaki wpływowy” – mają myśleć pisowcy i coraz mocniej wierzyć w sprawczość ministra.

Czytaj więcej

Co może Solidarna Polska, a co Nowoczesna? Konstytucyjny rozkrok ugrupowania Ziobry

Każdy więc gra o swoje i nie o pieniądze z KPO chodzi w tych rozmowach. Bo w tej sprawie efekt jest oczywisty: Ziobro zabrnął za daleko, by teraz podnieść rękę za jakimkolwiek projektem naruszającym demontaż wymiaru sprawiedliwości. W jego interesie jest przejęcie upadającej firmy po wyborach, bo na liderowanie zwycięskiej formacji tworzącej nowy rząd żadnych szans przecież nie ma.

Tym bardziej że – paradoksalnie – jego sprzymierzeńcem został prezydent Andrzej Duda, który nieoczekiwanie upomniał się o uznanie jego pozycji w państwie. Rząd miota się więc jak przyszpilony do tablicy motyl, a szanse na procedowanie ustawy o SN na kolejnym posiedzeniu Sejmu maleją. Im większy zapanuje w tej kwestii bałagan, tym dla lidera Solidarnej Polski lepiej.

To było już drugie spotkanie wąskiej ekipy premiera Mateusza Morawieckiego ze środowiskiem Zbigniewa Ziobry. Pierwsze nie doprowadziło do niczego, potem też nie było żadnych symptomów przełomu. Nikt się więc nie zdziwił, że do niego nie doszło. Po co były te kolejne konsultacje?

Chodzi o to – jak w klasycznym kryminale – by zapewnić sprawcom horrendalnego zamieszania z pieniędzmi z Funduszu Odbudowy dobre alibi. Morawiecki musi udowodnić tym w PiS, którzy chętnie przyjmują argumenty Ziobry i wsłuchują się w antyunijną propagandę, że zrobił wszystko, by „dla dobra kraju” pozyskać głosy posłów SP. Bo tylko wtedy może zostanie mu wybaczone, że o poparcie dla przyjęcia nowelizacji ustawy o SN musi błagać opozycję. A i tak gwarancji żadnej, że nie zapłaci za to własną głową podaną przez prezesa elektoratowi na srebrnej tacy, nie ma.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich