Ten rząd nauczył nas, że należy sprawdzać każdą publicznie rzuconą deklarację. Jak i tą z ostatniej konferencji na temat wprowadzania nowych zakazów - w tym zamknięcia od poniedziałku przedszkoli i żłobków. Premier i minister zdrowia kreśląc katastrofalny stan służby zdrowia przeciążonej pacjentami z covid, tłumaczył, że choć mamy sprzęt, brakuje nam lekarzy i pielęgniarek. Dlatego by nie musieli wybierać między opieką nad własnym dzieckiem a dyżurem w szpitalu ich dzieci będą mogły nadal przychodzić do przedszkoli i żłobków. Wyjątkowy przywilej miał objąć także dzieci służb dbających o nasze bezpieczeństwo na co dzień a więc policjantów. Wrażenie że „oni pomagają nam, więc my musimy pomóc im” było w odbiorze tamtych słów powszechne.
Do czasu wydania rozporządzenia ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, w sprawie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, który deklarację premiera ubiera w konkrety.
Minister Czarnek poszedł szeroko - wpisał aż 11 grup zawodowych uprawniających do przyjęcia ich dziecka do placówki (także w klasach I-III), które dla zwykłych zjadaczy chleba - w tym tysięcy rodziców pracujących w pandemii - będą zamknięte.
Na liście uprzywilejowanych Czarnka mamy więc nie tylko lekarzy i pielęgniarki zajmujących się pacjentami z koronawirusem, ale rodziców dzieci, którzy „są zatrudnieni w podmiotach wykonujących działalność leczniczą” - ten zwrot oznacza, że kwalifikują się wszyscy - od specjalisty ds. kadr i przetargów w szpitalu, przez ochroniarza i woźnego, po prowadzącego gabinet okulistę czy stomatologa, którzy z walką z covidem nie mają nic wspólnego. Mieszczą się prezesi spółek medycznych wraz z ich sekretarkami które to firmy świadczą np. usługi usg. Szczodry minister wpisał także urzędników, którzy „realizują zadania publiczne w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19” (np. w urzędach wojewódzkich czy rządzie), tych którzy „pełnią służbę w jednostkach zapewniających bezpieczeństwo i porządek publiczny” (a to nie tylko policjanci, ale strażnicy gminni, WOT). Nie wiem czym się kierował minister edukacji wpisując rodziców dzieci zatrudnionych „w ogrzewalniach i noclegowniach” a także w całej masie instytucji opieki społecznej - pracowników domów spokojnej starości czy centrów pomocy rodzinie. Dzieci w żłobku czy przedszkolu może zostawić także nauczyciel każdego poziomu kształcenia, który musi być w szkole np. specjalnej.
Sformułowania są nie tylko nieostre (co może rodzić nadużycia). Minister Czarnek wrzucił do „worka wybrańców” ogromną rzeszę rodziców, którzy z walką z pandemią nie mają wiele wspólnego. Każdy z nas zapewne zna policjanta czy lekarza którego żony nie pracują i zapewnienie ich dzieciom miejsca w zamkniętym dla innych grup zawodowych przedszkolu czy szkole jest nie tylko bezsensowne co i niesprawiedliwe. Godzi też w intencję rządu, który na konferencji prasowej zbudował wrażenie że ten przywilej będzie służył tylko tym, którzy nas dziś ratują. Czy sprzedawczyni ze spożywczego, otwartego nawet 24h/d nie ratuje nas dziś bardziej niż rejestratorka teleporady lekarza rodzinnego? Tak właśnie widzę rozciągnięcie jej pracy na całą dobę byśmy mogli zrobić spokojnie zakupy nie tłocząc się w sklepie.