I nie chodzi tylko o to, że obóz rządzący w ostatniej chwili postanowił – wbrew orzeczeniom sądów – zalegalizować marsz czyniąc go uroczystością państwową. Tym razem chodzi o kontekst międzynarodowy – wobec sytuacji na granicy Polski z Białorusią każda wyciągnięta przed siebie otwarta dłoń uczestnika marszu, każde hasło w rodzaju słynnego „Europa będzie biała albo bezludna” prezentowanego na Marszu Niepodległości w 2017 roku, każda bitwa pod Empikiem i każde podpalone na trasie Marszu mieszkanie zostanie – nie miejmy złudzeń – bezwzględnie wykorzystane przez Mińsk i Moskwę, by pokazać: „zobaczcie jak wyglądają ci, którzy nie chcą pochylić się nad losem dzieci na granicy”. A i na Zachodzie nikt nie będzie bawił się w niuanse, dzielił włos na czworo i zastanawiał się, czy aby Rafał Trzaskowski nie sprowokował młodych patriotów jakimś pozostawionym na trasie marszu koszem na śmieci. W świat pójdzie jedynie sygnał, że polscy patrioci maszerujący w rządowym marszu demolują własną stolicę. A to byłaby katastrofa wizerunkowa w czasie, gdy staramy się o solidarność UE i NATO w związku z kryzysem na polskiej granicy.

W tym kontekście niepokoi wpis Rafała Bąkiewicza, który sugeruje, że „Łukaszenka może wysłać swoich prowokatorów” 11 listopada. „Obserwujcie i nagrywajcie” – apeluje do uczestników Marszu. Z całym szacunkiem nie brzmi to jak apel o czujność, ale jak próba usprawiedliwienia – z wyprzedzeniem – wszystkiego złego, co się wydarzy. Jak biało-czerwone flagi i rodziny z dziećmi – to my. Jak w ruch pójdzie kostka brukowa – to prowokatorzy Łukaszenki. Równie wygodne, co naiwne. Tej narracji jednak świat również nie kupi.

Czytaj więcej

Marsz Niepodległości 2021. Trzaskowski: Usuniemy z trasy kosze i rowery

Władza też – jak się wydaje – zdaje sobie sprawę, w jak niewygodnej pozycji się znalazła. Legalizacja Marszu, poprzez nadanie mu rangi państwowej, wydaje się próbą obłaskawienia jego uczestników, którzy – idąc w Marszu nielegalnym – mogliby wykazywać się podwyższonym poziomem stresu i nerwowości, które w ubiegłym roku zaowocowały starciami policją w centrum Warszawy. Ale wpis Mariusza Kamińskiego na Twitterze, w którym podkreśla on, iż policjanci ochraniający Marsz zaraz potem jadą na granicę bronić rubieży Rzeczypospolitej, zdaje się wskazywać, iż szef MSWiA nie jest pewny, czy i uczestnicy legalnego Marszu potrafią zachować spokój. A to bardzo niepokojące.

Jedno jest pewne – każdy, kto mieni się patriotą, powinien rozumieć, że w obecnej sytuacji dawanie jakiegokolwiek pretekstu do pokazywania Polaków jako ksenofobów, agresywnych nacjonalistów i chuliganów, którzy świętują niepodległość ojczyzny bijatykami z policją i demolowaniem stolicy, patriotyzmem nie jest. A ci, którzy mają problem z utrzymaniem nerwów na wodzy i prowokuje ich każdy kosz na śmieci, stojak na rowery, a w zawieszonym na szyi dziennikarza identyfikatorze od razu widzą narzędzie do duszenia tegoż dziennikarza – niech zostaną w domu. Dla dobra Polski, którą przecież tak mocno kochają.