Szkoda jednak, że zapał pani minister nie został skierowany na faktyczne problemy, z którymi borykają się uczniowie.
Z najnowszego raportu NIK wyłania się obraz szkoły, która nie jest przyjazna uczniowi. „W połowie skontrolowanych szkół uczniowie korzystali z mebli niedostosowanych do wymogów ergonomii". Nic więc dziwnego, że problemy z kręgosłupem ma coraz więcej młodych ludzi. Ale to dopiero początek.
Z kontroli przeprowadzonej przez Izbę wynika, że w ponad 90 proc. szkół źle skonstruowano plany lekcji. Zajęcia wymagające dużej koncentracji – jak matematyka, fizyka, chemia – ustawiono pod koniec dnia nauki, nierzadko grupując je w jeden blok. NIK zwrócił też uwagę, że prawie połowa badanych uczniów chodzi ze zbyt ciężkimi plecakami (ważą więcej niż 10 proc. masy ciała ucznia). Czy faktycznie tym problemem nie można zająć się w sposób systemowy?
Ze zbyt ciężkim plecakiem chodziłem do szkoły ponad ćwierć wieku temu. Teraz moje dwie córki też taszczą codziennie ciężkie tornistry. Dzieci noszą podręczniki, zeszyty ćwiczeń i bruliony do prawie każdego przedmiotu. W wielu szkołach mają własne szafeczki. Może wystarczy, by trzymały w nich zeszyty do ćwiczeń, podręcznik zaś pozostawał w domu do odrabiania lekcji? W tornistrze byłby zeszyt, przybory do pisania, strój na WF i drugie śniadanie. Taki plecak na pewno nie będzie przeciążony.
Prezydent Andrzej Duda, podpisując ustawę likwidującą gimnazja, wskazywał, że jest ona niezbędna – bo uzdrowi szkołę. Szkoda, że do zmian w edukacji rządzący nie podeszli ewolucyjnie. Najpierw trzeba rozwiązać problemy organizacyjno-techniczne, z którymi boryka się szkoła, a później w drodze dialogu z rodzicami i nauczycielami wprowadzać kolejne reformy. Oczekiwanie, że przy likwidacji gimnazjów problemy same się rozwiążą, jest naiwnością, biorąc pod uwagę niedostosowanie lokalowe do zakładanych zmian i zbyt krótki czas na przygotowanie się samorządów do transformacji.