Polko w rozmowie opublikowanej na kanale „Układ Otwarty” na YouTube komentował stan obrony cywilnej w Polsce, przede wszystkim w kontekście wojny Rosji z Ukrainą oraz sytuacji powodziowej w kraju. – Obrona cywilna to jest zakres odpowiedzialności wielu ludzi, którzy traktowali to jako synekury do tej pory. Ale to jest przede wszystkim zakres odpowiedzialności ministra spraw wewnętrznych i administracji, który mam wrażenie, że tak jakby się chował we własnym cieniu. Nawet teraz, kiedy w naturalny sposób czy to premier, czy minister obrony narodowej wspierają kwestie związane ze zwalczaniem powodzi, to jednak minister spraw wewnętrznych i administracji jest tym, który ma w podporządkowaniu i wojewodów, i współdziała z samorządami, i przede wszystkim powinien coś zrobić z tymi wszystkimi sztabami kryzysowymi – tłumaczył generał.
Były dowódca jednostki GROM podkreślił, że obserwował działalność takich sztabów „od środka”. – To jest niestety, ale w dalszym ciągu przerośnięty, biurokratyczny twór ludzi, którzy zamykają się bardzo często pod pozorem tajności za takimi żelaznymi kratami, budują tam jakieś plany kryzysowe. Tyle że jak przychodzi kryzys, to niewiele z tych planów wynika i z tej ich działalności – ocenił.
Gen. Roman Polko krytykuje sztaby kryzysowe. „Niech uczą się od ekologów”
– Krótko mówiąc, najpierw dokonajmy weryfikacji tych zasobów, które mamy i dajmy tam ludzi, którzy mają odpowiednią inicjatywę, i którzy są samodzielni. Bo ja, niestety, dostrzegam coś takiego, że wielu burmistrzów czy wielu nawet przedstawicieli administracji samorządowej, państwowej jest zadowolonych z tego stanu rzeczy. Wydawane są pozwolenia na budowę w obszarach zalewowych. I ten sztab kryzysowy nie protestuje, nie mówi, nie krzyczy, że „tu nie wolno dać, panie prezydencie, ponieważ tutaj jest obszar zalewowy, zagrożony, ze względów bezpieczeństwa zakazuję”. Niech się uczą od ekologów protestowania w interesie bezpieczeństwa społeczeństwa – stwierdził gen. Polko.
Czytaj więcej
Przerwane tamy i powódź w Polsce prawdopodobnie chronią Brandenburgię przed katastrofą – pisze „Berliner Zeitung”.
– To, czego się najbardziej obawiam, to że nie ma tak naprawdę strategii – kontynuował były wiceszef BBN. – Strategia to jest planowanie z wyprzedzeniem 20-25 lat. Do tego budowane są programy, ale te, na które nas stać - nie można kilkadziesiąt programów razem uruchomić, bo na pewno połowa z nich po prostu nie doczeka się realizacji, bo zabraknie chociażby środków budżetowych. Nie mogą to być działania PR-owe, a taką przewagę tych działań widzę – wyjaśniał.