Nie dziwię się premierowi Donaldowi Tuskowi, że zapowiedział monitoring sytuacji w obszarze gospodarki wodnej, także w obszarze ochrony przeciwpowodziowej. Żadna to nadzwyczajna mądrość, że trzeba wyciągać wnioski z tak dramatycznych doświadczeń jak ostatnia powódź. W pierwszej kolejności dotknie to Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie. To państwowy moloch, odpowiedzialny za administrację i gospodarkę wodną; utworzony przez poprzedników obecnego rządu 1 stycznia 2018 r. Unijny wymóg powołania Wód Polskich był zgodny z dominującą za poprzedniej władzy ideologią centralizacji państwowych zadań i kompetencji.
Niestety politykierstwo realizowane przez ministra Marka Gróbarczyka pod dyktando kierownictwa z Nowogrodzkiej odbiło się także na realizacji zadań z zakresu ochrony przeciwpowodziowej.
Po co stworzono molocha Wody Polskie?
Przedsiębiorstwo powołano w drodze przekształcenia Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej i oddziałów regionalnych, głównie w celu przejęcia zadań i środków związanych z gospodarką wodną od samorządów województw. Później dodatkowo przekazano mu funkcję regulatora cen wody i ścieków w gospodarce komunalnej, do czego kompletnie nie było przygotowane i co robiło wyłącznie w ramach populistycznego nakazu partyjnego blokowania podwyżek tych cen. To z kolei doprowadziło do kryzysu wielu przedsiębiorstw wodno-kanalizacyjnych, będąc w istocie, przy ówczesnym tempie wzrostu kosztów energii, pracy i usług, gospodarczym sabotażem. Niestety, politykierstwo realizowane przez ministra Marka Gróbarczyka pod dyktando kierownictwa z Nowogrodzkiej odbiło się także na realizacji zadań z zakresu ochrony przeciwpowodziowej. Słynne spotkanie w Międzylesiu z udziałem minister Anny Zalewskiej było tego zwieńczeniem.
Czytaj więcej
Specustawa powodziowa została przyjęta przez rząd Donalda Tuska. Jak czytamy, na stu stronach poprawek zawarto przepisy mające ułatwić i uelastycznić pomoc dla terenów dotkniętych powodzią.
Jak zaniedbano Kotlinę Kłodzką
Przy jego okazji opublikowano oświadczenie wiceprezesa Wód Polskich, które wprost oznaczało wycofanie się z realizacji większej części programu ochrony powodziowej Kotliny Kłodzkiej. W budowie były tylko cztery zbiorniki retencyjne spośród zaplanowanych trzynastu. Tym „oszczędnościom” towarzyszyły zaniedbania w wykonaniu innych koniecznych prac, co wpłynęło na przebieg tegorocznej powodzi. Pękły dwa zarządzane przez WP zbiorniki: Stronie Śląskie, zalewając Stronie Śląskie, Lądek-Zdrój i Kłodzko (druga fala), oraz Topola, zalewając Paczków (największa ewakuacja podczas obecnej powodzi, 90 proc. miasta pod wodą). Wiele do życzenia pozostawia zarządzanie przez WP wałami powodziowymi, na co wpływ odebrano samorządom województw w 2016 r. To najkrótszy z możliwych bilansów sześciu lat funkcjonowania Wód Polskich. Bilans, który raczej nie zostawia wątpliwości, że PGW WP domaga się głębokiej reformy.