Zboże z Ukrainy nie wjeżdża do Polski, choć UE je wpuszcza. Tracimy pieniądze

W trzy tygodnie po wejściu w życie przedłużenia liberalizacji handlu z Ukrainą wracają unijne cła na jaja i cukier, ale zboże po prostu do Polski nie wjeżdża, choć powinno. Bruksela może walczyć lub wziąć Warszawę na przeczekanie. Czas pokaże, co wybierze.

Publikacja: 01.07.2024 04:30

Ukraińskie zboże do Polski nie wjeżdża, choć powinno

Ukraińskie zboże do Polski nie wjeżdża, choć powinno

Foto: Bloomberg

Unijna liberalizacja handlu z Ukrainą napotyka na trudności w Polsce, bo niewdrażanie tej umowy popiera nawet kierownictwo resortu rolnictwa. Skutki ekonomiczne są takie, że Polska nie zarabia, a Ukraińcy wysyłają zboże przez własny port w Odessie i Rumunię. Politycznie być może to przynosi zyski, ekonomicznie – straty, zostaje też otwarte pytanie o to, jak długo łamanie przepisów unijnych będzie po cichu akceptowane przez Brukselę. 

Już po trzech tygodniach od nowego przedłużenia umowy o liberalizacji handlu z Ukrainą, która weszła w życie 6 czerwca – wyczerpał się limit na bezcłowy import jaj, cukru i owsa z Ukrainy, więc na te produkty wracają cła. Jednak traktat z Ukrainą nie limitował importu zboża, tego Polakom nie udało się w Brukseli wywalczyć. Już następnego dnia po wejściu w życie nowej umowy brokerzy zboża informowali „Rz”, że nic się nie zmieniło, zboże z Ukrainy nadal nie może wjechać, bo wciąż nie są aktywne kody celne. Te zaś nie działają, ponieważ – według polskich władz – nadal pozostaje w mocy rozporządzenie ministra rozwoju i technologii wstrzymujące eksport zbóż z 15 września 2023 r. To zaskakujące, bo umowa o liberalizacji handlu między Komisją Europejską a Ukrainą jest aktem nadrzędnym wobec polskich przepisów, a Polska handlu z krajem pozaunijnym w ogóle nie powinna sama regulować, bo to leży w kompetencjach KE. Tyle teoria.

Czytaj więcej

Aleksandra Ptak-Iglewska: Zboże się wysypało, mleko wrze. Polscy rolnicy kontra UE i Ukraina

Rozporządzenie polskiego ministra ponad prawem UE

Jak wyjaśnia resort finansów, mimo wejścia w życie ATM rozporządzenie „nadal obowiązuje i jest bezterminowe”, przy czym zakaz nie dotyczy tranzytu zewnętrznego, pod warunkiem że zakończy się on w polskich portach morskich lub poza terytorium Polski. A kody nie działają, bo towary podlegające zakazowi przywozu nie mogą być objęte procedurą dopuszczenia do obrotu. – Systemy informatyczne Krajowej Administracji Skarbowej walidują zgłoszenia celne, co w przypadku zakazu przywozu oznacza, że zgłoszenia celne o objęcie takich towarów procedurą dopuszczenia do obrotu są odrzucane przez KAS – wyjaśnia resort finansów.

Zboże z Ukrainy ruszyło do Polski w większych ilościach dopiero po napaści Rosji na Ukrainę i zablokowaniu portu w Odessie, jednak od kwietnia 2023 r. to zboże nie może wjeżdżać na polski rynek wewnętrzny, tylko na tranzyt. Według raportu NIK do Polski wjechało od 2022 r. 4 mln ton zboża i nasion roślin oleistych, z tego tylko 0,7 mln ton na tranzyt. Dziś nawet tranzyt zanika i… widać już tego koszty. – Obserwuję bardzo mało tranzytu ukraińskiego zboża, niestety Ukraińcy przerzucili się na swoje porty w Odessie i poty rumuńskie, a do nas idą śladowe ilości z zachodniej Ukrainy – mówi Dariusz Kutzias prowadzący firmę handlową Daku Intl. I tłumaczy, że to był dodatkowy dochód dla całego łańcucha logistycznego. – Na przewozach zboża PKP Cargo zarabiały firmy handlowe, porty na jego przeładowywaniu, kontrola jakości. Sprzedawaliśmy to zboże do Niemiec, Irlandii, Hiszpanii, Holandii – mówi Kutzias. Dziś kukurydza idzie do Niemiec, ale nie przez Polskę, a ogromnymi statkami z Morza Czarnego.

Czytaj więcej

Handel między Polską i Ukrainą. Który kraj na nim lepiej wychodzi?

Wrażliwy politycznie czas

Jednak negocjacje Polski z Ukrainą w sprawie zboża stanęły w martwym punkcie po aresztowaniu w aferze korupcyjnej ukraińskiego ministra rolnictwa Mykoły Solskiego, a polski resort rolnictwa nie zmienia tonu. – Pomoc dla Ukrainy nie może odbywać się kosztem krajów przygranicznych – mówił minister rolnictwa Czesław Siekierski kilka dni temu. Inny przedstawiciel kierownictwa resortu przyznał w rozmowie z „Rz”, że polityka resortu będzie taka, żeby „bronić polskiego rynku”. – Jesteśmy państwem prawa, a głównym celem prawa musi być obrona naszego rynku – powiedział rozmówca „Rz”.

Prawnicy mają jednak inne zdanie. – Członkostwo w UE oznacza respektowanie zasad tego członkostwa. A podstawową i naczelną zasadą, obecną od początku naszego członkostwa w UE, jest zapewnienie pierwszeństwa w stosowaniu prawa Unii Europejskiej – mówi prof. Robert Grzeszczak, kierownik Centrum Badań Ustroju Unii Europejskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Ekspert zaznacza, że także umowa z Ukrainą powstawała przy udziale Polski. Współtworzyli ją polski komisarz w KE, deputowani w PE i ministrowie w ramach Rady (UE), a polskie organy mają obowiązek skutecznego stosowania przepisów unijnych.

– Nie można wydawać w ministerstwach żadnych decyzji, które byłyby sprzeczne z tym, co wyszło wcześniej z poziomu Unii. Można zakwestionować takie akty unijne – temu służą skargi do Trybunału unijnego. Polska nie skorzystała z tego, wiedząc, ze nie ma szans na wygraną, akty powstały zgodnie z procedurami i w ramach kompetencji unijnych – tłumaczy profesor. I dodaje: – Komisja może interweniować, wnieść sprawę do Trybunału, a na końcu mogą pojawić się kary za łamanie prawa. Jednak to tak wrażliwy temat i dzieje się w momencie kształtowania nowych władz w Unii, że zapewne będą próby politycznego rozwiązania sprawy, raczej przeczekania niż skarżenia do TS.

Unijna liberalizacja handlu z Ukrainą napotyka na trudności w Polsce, bo niewdrażanie tej umowy popiera nawet kierownictwo resortu rolnictwa. Skutki ekonomiczne są takie, że Polska nie zarabia, a Ukraińcy wysyłają zboże przez własny port w Odessie i Rumunię. Politycznie być może to przynosi zyski, ekonomicznie – straty, zostaje też otwarte pytanie o to, jak długo łamanie przepisów unijnych będzie po cichu akceptowane przez Brukselę. 

Już po trzech tygodniach od nowego przedłużenia umowy o liberalizacji handlu z Ukrainą, która weszła w życie 6 czerwca – wyczerpał się limit na bezcłowy import jaj, cukru i owsa z Ukrainy, więc na te produkty wracają cła. Jednak traktat z Ukrainą nie limitował importu zboża, tego Polakom nie udało się w Brukseli wywalczyć. Już następnego dnia po wejściu w życie nowej umowy brokerzy zboża informowali „Rz”, że nic się nie zmieniło, zboże z Ukrainy nadal nie może wjechać, bo wciąż nie są aktywne kody celne. Te zaś nie działają, ponieważ – według polskich władz – nadal pozostaje w mocy rozporządzenie ministra rozwoju i technologii wstrzymujące eksport zbóż z 15 września 2023 r. To zaskakujące, bo umowa o liberalizacji handlu między Komisją Europejską a Ukrainą jest aktem nadrzędnym wobec polskich przepisów, a Polska handlu z krajem pozaunijnym w ogóle nie powinna sama regulować, bo to leży w kompetencjach KE. Tyle teoria.

Handel
Dyskonty zdobyły rynek, ale klienci mogą mieć mniejszy wybór
Handel
Dyskonty tną ofertę, ale wojna cenowa szybko się nie skończy
Handel
Sieć dyskontów z Malezji otwiera pierwszy polski sklep w Zabrzu
Handel
Polacy mogą zaskoczyć rynek wydatkami w listopadzie
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Handel
Znana sieć sklepów z artykułami wyposażenia wnętrz w tarapatach. Wkroczył sąd