Tyle, że Polska i Ukraina większość korzyści odczuły już na etapie przygotowań, a same rozgrywki nie będą silnym bodźcem dla ich gospodarek – twierdzą ekonomiści firmy analitycznej Capital Economics.
Jak podkreślają, skala inwestycji związanych z organizacją Euro 2012 była nadzwyczaj duża zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie. Nad Wisłą w ostatnich czterech latach (z bieżącym włącznie) ich wartość sięgnęła 25 mld euro, co oznacza, że każdego roku odpowiadały za 1,3 proc. PKB. Nad Dniestrem wartość inwestycji wyniosła w tym okresie 11 mld euro, czyli 1,7 proc. PKB rocznie. Dla porównania, Niemcy przed Mistrzostwami Świata w piłce nożnej z 2006 r. zainwestowali 6 mld euro, czyli niespełna 0,3 proc. PKB.
- Większość tych inwestycji Polska i Ukraina mają już za sobą, a ich wpływ na gospodarkę przeminął – wskazują Neil Shearing i Liza Ermolenko. Jak dodają, same mistrzostwa stworzą w obu krajach dużo miejsc pracy, ale będą one tymczasowe i w większości słabo płatne.
Władze państw-gospodarczy liczą na to, że dodatkowym bodźcem dla ich gospodarek będzie wzmożony ruch turystyczny w czasie Euro 2012. - Według niektórych szacunków, mistrzostwa przyciągną do Polski i na Ukrainę po milion dodatkowych turystów, a każdy wyda do 150 euro dziennie. Przy założeniu, że przyjadą na tydzień, zostawią po 1050 euro na osobę. To oznaczałoby, że dodatkowe wydatki turystów wynikające z mistrzostw dodadzą 0,3 proc. do polskiego PKB i 0,8 proc. do ukraińskiego PKB – wskazują ekonomiści brytyjskiej firmy. Ale zastrzegają, że szacunki te są zbyt optymistyczne.
- Podczas Mistrzostw Świata w 2006 r. przeciętny kibic wydał w Niemczech tylko 800 euro. Co więcej, Polska i Ukraina mogą się przeliczyć, oczekując po milionie dodatkowych turystów – tłumaczą Shearing i Ermolenko. Według nich, wzmożony ruch turystyczny przyda tylko 0,2 proc. do polskiego PKB i 0,4 proc. do ukraińskiego.