Długo Polacy mogli kojarzyć Wojciecha Pszoniaka z witalnością Moryca Welta w „Ziemi obiecanej" (1974) Andrzeja Wajdy, za tę kreację otrzymał Złote Lwy. Przede wszystkim zaś ze sceną zakładania fabryki, graną z Danielem Olbrychskim i Andrzejem Sewerynem. Spychała na dalszy plan ponury finał, gdy lekkomyślność, egoizm i interesowność przekreśliły przyjaźń i sprawiły, że świat pozostał, jaki był. Dziś znamy to dobrze, a najbardziej wyrazistą i aktualną kreacją Wojciecha Pszoniaka jest Robespierre z „Dantona" Wajdy.
Urodzony we Lwowie
Film się rodził, gdy w Polsce trwał karnawał Solidarności. Pszoniak oprowadzał Gerarda Dépardieu po Warszawie, pokazując gorączkowość pokojowej rewolucji. Znalazła odbicie w kreacji Francuza. Zgodnie z historią w filmie rewolucję dobił Robespierre. W ujęciu Pszoniaka ten niskiego wzrostu stary kawaler, szokował pruderyjnością i skromnością potrzeb osobistych, mając jednocześnie niepohamowane polityczne ambicje. Katechizm, według którego mają żyć inni, narzucał z bezwzględnością, którą uosabiały zaciśnięte usta, pełne agresji wystąpienia w parlamencie, dążenie do dyktatury i terroru.
Stan wojenny sprawił, że w roli Robespierre'a widzieliśmy Wojciecha Jaruzelskiego. Teraz można mieć inne skojarzenia, a patrząc na wojnę w łonie dawnego obozu Solidarności, powtarzać, że „rewolucja pożera własne dzieci". Pszoniak to przeżywał. A nawet się zagalopował w niefortunnej reklamie udziału w wyborach.
„To był jakiś student/ Lachman Pszoniak może Raskolnikow" – pisał w „Acheronie w samo południe" Tadeusz Różewicz. Wiersz nie powstał, gdy Pszoniak był światową gwiazdą. Był nią za to Różewicz, który poznał się na talencie młodego aktora, gdy ten był jeszcze amatorem.
W weku 18 lat zagrał w polskiej prapremierze Gombrowiczowskiego „Ślubu" (reż. Jerzy Jarocki), starał się o wystawienie w studenckim teatrze w Gliwicach dramatu „Świadkowie albo mała stabilizacja" Różewicza. Autor mógł przebierać w przyjaźniach z największymi, ale poświęcał czas młodemu Pszoniakowi. Owocem były studia aktorskie Wojciecha, w których pomogły rodzinne tradycje. We Lwowie dziadek o węgierskich korzeniach tworzył recepty dla wytwórni wódki Baczewski, był jej dyrektorem. Ale kochał też operę, gdzie miał stały fotel. Mama Wojciecha zawdzięczała ojcu wyobraźnię i muzyczny talent. Syn od dziecka bawił się w domu w lalkowy teatr.