Uwaga recenzja zawiera informacje, które zdradzają treść fabuły serialu
Ponieważ nawet mole książkowe nie śledzą całości rynku wydawniczego, warto zauważyć, że ekranizacja „Problemu trzech ciał” nie jest pozycją o trójkącie miłosnym, mimo że pewna szansa na taki romans się pojawia.
„Problem trzech ciał” w Netflix
Serial jest adaptacją bestselerowej powieści chińskiego pisarza Cixin Liu, pierwszej części trylogii „Wspomnienie o przeszłości Ziemi”. Najpierw odniosła sukces w Chinach i tam została przeniesiona na ekran po raz pierwszy. Potem podbiła światowe listy sprzedaży, także dzięki zachwytom Baracka Obamy czy Marka Zuckenberga, cytowanym na okładkach.
Z przekąsem można stwierdzić, że książki nie poleca Donald Trump. Czyta wyłącznie Twittera i bojkotuje chińskie wyroby, uważając Chiny za największego konkurenta w walce o światową dominację. Nie da się ukryć, że książka wspiera domysły Trumpa i daje powody do dumy Chińczykom. Rosjanie pierwsi polecieli w kosmos, Amerykanie pierwsi wylądowali na Księżycu, jednak kontakt z obcą cywilizacją jako pierwsi nawiązali ludzie Pekinu. Przynajmniej w thrillerze science fiction Cixin Liu.
Kosmiczny sukces jest słodko-gorzki, ponieważ Liu opisuje go, a serial Netflixa eksponuje to na samym początku, w realiach tak zwanej rewolucji kulturalnej, gdy w Chinach panował terror Mao Zedonga. Młodziutka Ye Wenjie (Zine Tseng) jest świadkiem jak jej ojciec, wybitny fizyk, pada ofiarą komunistycznych ciemniaków, podważających podstawy fizyki, tylko dlatego, że jej liderami byli wtedy naukowcy przebywający w Ameryce, tak się składa, że odpowiedzialni za stworzenie bomby atomowej.