– Nagrodziliśmy film kompletny – powiedział Filip Bajon, przewodniczący tegorocznego jury ogłaszając, że Złote Lwy 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych przypadły „Kosowi” Pawła Maślony.
To film znakomity. Jego akcja toczy się w XVIII-wiecznej Polsce. Ze Ameryki wraca do Polski Tadeusz Kościuszko. Wiedziony myślą o insurekcji, trafia w sam środek walk klasowych między szlachtą a chłopstwem, zaborcami i posiadaczami ziemskimi, urzędnikami państwowymi a zwykłymi bandytami.
Czytaj więcej
Srebrne Lwy dla „Imago” Olgi Chajdas. Po kilka nagród dla filmów „Doppelgagner. Sobowtór” Jana Holoubka i „Tyle co nic” Grzegorza Dębowskiego
Paweł Maślona nie proponuje widzom obrazu w stylu „Kościuszko pod Racławicami”. Kameralnej opowieści o przywódcy, który po drugim rozbiorze Polski miał pokierować powstaniem przeciwko zaborcom, od początku towarzyszy przeczucie przegranej.
„Kos” wykracza poza granice kina kostiumowego. Bo przemoc i okrucieństwo nie znają ram epoki historycznej, a charakter narodowy kształtują dekady nierozliczonych waśni, ran i rachunków krzywd. Ta znakomicie zrealizowana, pozbawiona stereotypowo przedstawianej postaci narodowego bohatera opowieść, okazuje się bardzo współczesna. Mówi o naszym stosunku do polityki, władzy, wolności, społecznych nierówności, wrogów zewnętrznych. „Kos” jest filmem ważnym. Niełatwym, ale trzymającym w napięciu. I mądrym.