– Przeszłość? Sprawy nierozwiązane, niedopowiedziane, zmanipulowane, wykreślone z globalnej świadomości są stale obecne i zatruwają współczesne życie – mówi „Rzeczpospolitej” Agnieszka Holland. Jej „Obywatel Jones” wpisuje się w falę filmów, których autorzy sięgają do historii, żeby mówić o problemach dnia dzisiejszego.
Dziennikarska misja
– Życie toczy się szybko i jest tak złożone, że ujęcie jej w opowieść, która byłaby czytelna i miała dużą siłę przekazu, jest szalenie trudne – dodaje reżyserka. – Dlatego uciekamy się do metafor, alegorii, dystopii. Mamy też poczucie, że wracają znane już mechanizmy dziejów, zagrożenia, pytania, niepewność, agresja.
Artyści nie wracają dziś – jak chce nasza obecna władza – do „chwalebnych momentów historii”. Przeciwnie, przyglądają się klęskom, ideologiom prowadzącym do katastrof, społecznym wypaczeniom. Jak Mike Leigh w „Peterloo”, Laslo Nemes w„Schyłku dnia”, Roman Polański w „Oficerze i szpiegu”. Ostrzegają, że nie wyciągnęliśmy lekcji z historii.
Bohater „Obywatela Jonesa” jest dziś niemal zapomniany. Chłopak po studiach na Uniwersytecie Walijskim i Trinity College w Cambridge pracował jako doradca byłego premiera Wielkiej Brytanii Davida Lloyda George’a. Znał kilka języków, przyglądał się światu. W lutym 1933 r., lecąc samolotem z Berlina do Frankfurtu, przeprowadził pierwszy wywiad z nowo wybranym kanclerzem Niemiec Adolfem Hitlerem.
Już na pokładzie samolotu zanotował: „Jeśli ta maszyna się rozbije, cała historia Europy pójdzie innym torem”. Przestrzegając przed narastającym nazizmem i groźbą wojny, stracił posadę.