Na co Polska powinna zwrócić uwagę podczas przyszłorocznej prezydencji w Radzie UE, zwłaszcza w przypadku relacji globalnych, na przykład z krajami azjatyckimi?
Ważne jest uwspólnienie stanowisk różnych państw unijnych pod względem na przykład polityki wobec Chin, przede wszystkim polityki celnej. Dużo się ostatnio mówiło o decyzjach UE dotyczących ceł na chińskie samochody elektryczne. Ale ważne są szersze posunięcia – odnoszące się do chińskiej polityki przemysłowej i tego, co Unia może z tym zrobić. A tutaj opinie są bardzo różne. I Polska podczas prezydencji może zaangażować się na rzecz wypracowania konsensusu. Kolejny obszar to kwestia monitorowania i reagowania na rozwój współpracy Chin z Rosją. Dobrze by było, żeby Polska mogła przekonać naszych partnerów z Europy Zachodniej, że jest to istotna kwestia. I kolejna sprawa: Unia musi prowadzić politykę zaangażowania w Azji na zasadach własnych, a nie tylko na zasadach amerykańskich. UE musi się bardzo intensywnie zastanowić, w jakie inicjatywy warto wchodzić, a w jakie nie. Być może powinna wypracować trochę więcej spokojnego dystansu.
A jak Polska powinna wykorzystać w stosunkach z Chinami to, że objęła prezydencję?
To nie będzie łatwe. Chiny w sposób systemowy od wielu lat starają się nie traktować Unii jako głównego partnera do rozmów. Prowadzą je osobno z poszczególnymi państwami. Ale właśnie chodzi o to, żeby UE rozmawiała z Chinami jako całość, gdyż wtedy ma to dużo większy potencjał. Jest to również w interesie Polski, gdyż możemy się pokazać jako państwo reprezentujące interesy unijne.
Ale jak wywierać presję na Chiny jako Unia? Wprowadzając cła? Czy istnieją inne drogi?
Unia ciągle w rękach ma ważny argument – dostęp do rynków dla chińskich produktów. Kolejna sprawa to kwestia inwestycji, przede wszystkim bezpośrednich. Mamy teraz moment, kiedy Chiny zastanawiają się, na ile inwestowanie w produkcję w Unii jest sposobem na ominięcie ceł i innych ewentualnych zapór. Na razie wykorzystują tę szansę, połowę swoich inwestycji lokują na Węgrzech, co z perspektywy UE jest średnio ciekawe. Do Polski trafia bardzo mała część z nich.
Można powiedzieć, że ważą się losy tego, jak Chińczycy będą inwestować w Unii Europejskiej, a z drugiej strony Wspólnota wypracowuje sposoby, na jakich warunkach dopuszczać do obrotu handlowego towary chińskie. Polska mogłaby być więc bardzo aktywnym graczem podczas prezydencji. Mogłaby inicjować dialog z partnerami chińskimi dotyczący właśnie tych kwestii.
W UE zaczyna przeważać pogląd, że chińskie inwestycje powinny się odbywać na zasadzie joint venture, czyli: sprawujmy nad tą inwestycją kontrolę zarówno od strony właścicielskiej, jak i np. od strony technologicznej. Co pan o tym myśli?
To jest kopiowanie chińskich rozwiązań. Kiedy Chińczycy w latach 80. zaczęli wpuszczać kapitał zagraniczny, twardym wymogiem było to, że każda firma zagraniczna musi stworzyć joint venture z firmą chińską i dopiero wtedy może wejść na tamten rynek. Chińczycy chcieli mieć przełożenie na te firmy zgodnie ze swoim prawem. Więc UE kopiuje chińskie rozwiązanie, które dla nas też może być skuteczne.