Ministerstwo Edukacji ostrzegało już przed oferowanymi przez komercyjne firmy szkoleniowe kursami, których ukończenie zakończyć ma się uzyskaniem zaświadczenia na „drukach MEN/MEiN”. Resort wskazywał, że w porządku prawnym nie ma takich dokumentów, więc w żaden sposób nie mogą one potwierdzać zdobytych kwalifikacji. Nie są też honorowane przez pracodawców w kraju i za granicą.
Wzory świadectw, certyfikatów, zaświadczeń, aneksów czy dyplomów państwowych znajdziemy w rozporządzeniu ministra. Osobne rozporządzenie ws. kształcenia ustawicznego w formach pozaszkolnych wskazuje zaś wzory zaświadczeń o ukończeniu kursów prowadzonych przez jednostki systemu oświaty, czyli m.in. szkoły zawodowe czy centra kształcenia zawodowego. Placówka kształcenia ustawicznego nie może zaoferować nam wydania certyfikatu lub legitymacji, a ukończenie oferowanego przez nią kursu – zostać potwierdzone na „ministerialnym” druku.
Co więcej, przedstawienie takiej oferty może zostać zakwalifikowane nie tylko jako „niegroźny” sposób wyróżnienia jej spośród innych, ale jako działanie naruszające prawa konkretnych konsumentów i przedsiębiorców organizujących podobne szkolenia.
Czytaj więcej
Projekt nowelizacji rozporządzenia w sprawie podstawy programowej zostanie skierowany do konsultacji społecznych w przyszłym tygodniu - zapowiedziała minister edukacji Barbara Nowacka we wtorek na wieczornym posiedzeniu sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży.
Zaświadczenia „na druku MEN”, czyli nieprawda i łamanie prawa
– W tym pierwszym przypadku może to być postać tzw. nieuczciwej praktyki rynkowej adresowanej do konsumenta; konsument nie może być wprowadzany w błąd – wyjaśnia radca prawny Rafał Adamus, prof. Uniwersytetu Opolskiego. – W drugim przypadku może to być postać tzw. czynu nieuczciwej konkurencji godzącego w innych uczciwych przedsiębiorców. W każdej z takich sytuacji można wystąpić z odpowiednimi indywidualnymi roszczeniami do sądu – precyzuje ekspert.