Sprawa, która trafiła na wokandę stołecznych sądów, dotyczyła naruszenia dóbr osobistych, które redakcji i dziennikarzom zarzuciła spółka wypuszczająca na polski rynek lek przeciwzakrzepowy.
Dziennikarz pisał o preparacie leczniczym
Poszło o opublikowany w gazecie i internecie tekst, w którym pozwani badali, czy preparat ten jest produktem nowym i innowacyjnym oraz czy rzeczywiście został samodzielnie przez spółkę opracowany. Stawiano też pytania o to, czy zasadnie dostała i wydała ona pieniądze z państwowej dotacji (prawie 11,5 mln zł). Dziennikarze przedstawili bowiem informacje, jakoby w Indiach istniał już lek o takiej samej nazwie, zawierający identyczną substancję czynną.
Czytaj więcej:
Sąd Okręgowy nie dopatrzył się nieprawidłowości
Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo spółki. W jego ocenie do naruszenia dóbr nie doszło. Uznał, że z tekstu nie płynie sugestia, jakoby lek nie był nowy ani innowacyjny oraz że nie został samodzielnie opracowany. W artykule przytoczono stanowisko rzecznika prasowego spółki zestawione z obiektywną informacją, że lek o tej samej nazwie dostępny jest już w innym kraju. Zdaniem SO nie postawiono jednak tezy, że są to te same preparaty – ocenę pozostawiono czytelnikowi. Nie było też sugestii, jakoby lek był gorszej jakości, a sama spółka dopuściła się jakichkolwiek nieprawidłowości finansowych.
Wydawca publikując artykuł korzystał z prawa do wolności wypowiedzi – uznał sąd okręgowy. Ujawnienie sprawy leżało zaś w interesie społecznym. Przy jej opisywaniu pytania skierowano nie tylko do samej zainteresowanej spółki, ale też lekarzy, ministerstwa zdrowia i polskiej ambasady w Indiach. W tekście nie zawarto negatywnych ocen czy komentarzy jego autorów.