Zapewnienie bezpieczeństwa i higieny w pracy to wymóg prawny, ale też dobrze wyliczona kalkulacja zysków i strat. Pandemia SARS-CoV-2 doprowadziła do głębokich zmian zarówno w wewnętrznych regulacjach w miejscu pracy, jak i w obliczeniach pracodawców dotyczących nakładów na zapewnienie środowiska wolnego zarówno od standardowych zagrożeń, jak i tych związanych z pandemią.
Polski system prawny nie był przygotowany na nową, dramatyczną sytuację. Konieczne stało się więc przygotowanie nowych zasad i wytycznych dla funkcjonowania zakładów pracy. Część przepisów przyjmowana była w kolejnych rządowych tarczach, jednak konkretne uregulowania związane ze specyfiką zakładu czy biura musiały być wzięte pod uwagę przy tworzeniu jednostkowych planów.
Wysoka temperatura sporu o termometry
Już na samym początku pojawiła się masa problemów praktycznych. – Dość wcześnie okazało się, że zachowanie nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa jest warunkiem w miarę normalnego funkcjonowania firm – mówi prof. Jacek Męcina (UW), doradca zarządu Konfederacji Lewiatan. – Natychmiast pojawiły się jednak luki prawne. Np. na stronach głównego inspektora sanitarnego zamieszczono informacje o możliwości mierzenia temperatury pracownikom w zakładach pracy. Wynikało to z ogólnych przepisów BHP. Artykuł 207 k.p. mówi, że pracodawca jest zobowiązany zapewnić bezpieczne i higieniczne warunki pracy, więc w trosce o wszystkich trzeba odnaleźć tych, którzy mają podwyższoną temperaturę i powinni się udać do lekarza lub jak najszybciej wykonać test.
Ale, jak podkreśla prof. Męcina, okazało się to niełatwe. – Główny Inspektorat Pracy zapytany o to, czy można zmusić pracownika do mierzenia temperatury, uznał, że takie działanie podstawy prawnej nie ma, pojawiły się też zastrzeżenia RODO. Trzeba było szukać rozwiązań, napracowali się nad tym także związkowcy, żeby w końcu dojść do spójnej interpretacji przepisów.
Obecnie przyjęło się, że temperatura powyżej 38 stopni Celsjusza jest dla pracownika wskazaniem do wizyty u lekarza i przeprowadzenia testu.