Formalnie obowiązują one do połowy lutego. Wygląda jednak na to, że zostaną utrzymane jeszcze dłużej.
Uczyniła to już Turyngia, przedłużając ograniczenia o pięć dni. Kanclerz Merkel temperuje nadzieje podobnie jak minister zdrowia Jens Spahn. Jego zdaniem za wcześnie na ogłaszanie sukcesu, mimo że siedmiodniowy współczynnik nowych zakażeń na 100 tys. mieszkańców systematycznie spada i wynosi już 80. Jak wynika z niedawnego sondażu telewizji ZDF, 14 proc. Niemców ocenia ograniczenia jako „bardzo uciążliwe", a 36 proc. jako „uciążliwe", podczas gdy 42 proc. jest zdania, że da się z nimi żyć.
Ale nie wiadomo jeszcze, jaki zasięg ma w Niemczech brytyjska mutacja wirusa. Raport w tej sprawie znany będzie za kilka dni. Utrzymuje się także wysoka liczba zgonów.
Nadzieje na rozluźnianie restrykcji w wyniku szczepień są bezpodstawne, bo same szczepienia idą jak po grudzie. Przy tym, jak wykazują badania z Izraela, nie ma dowodu na automatyczne obniżenie liczby zakażeń w miarę postępu szczepień. Chodzi o to, że po pierwszej dawce odporność zaczyna rosnąć dopiero od ósmego dnia. W tym czasie dochodzi jednak do wielu zakażeń.
Równocześnie niemiecka Państwowa Rada Etyki ucięła wszelkie dyskusje na temat uprzywilejowania zaszczepionych. Zdaniem rady osoby te powinny podlegać takim samym rygorom jak wszyscy w imię społecznej solidarności.