Są tacy, co twierdzą, że ludzkość już wcześniej, na wiele lat przed Flemingiem, czuła pismo nosem. Grzyby i rośliny stosowano przecież w leczeniu wielu infekcji już w starożytności – w Egipcie, Grecji, Indiach. Było tak przez wiele lat. Stosowanie pleśni jako formy leczenia rekomendował w XVII-wiecznej Anglii John Parkinson, pełniący funkcję królewskiego zielarza. W Polsce, w XVII wieku, rany leczono często przy pomocy mokrego chleba zmieszanego z pajęczynami, w których znajdować się mogą zarodniki grzybów. Te zabiegi nierzadko działały, choć stosowano ją bez ugruntowanej wiedzy medycznej.
Wiedza ta przyszła dopiero w końcówce wieku XIX, stulecia przełomowego dla mikrobiologii. Proces, którego konsekwencją – lata później – było odkrycie penicyliny przez Alexandra Fleminga, mógł zacząć się wtedy, gdy jeden z brytyjskich lekarzy, sir John Scott Burdon-Sanderson, zauważył, że pokrycie pleśnią kultury bakterii powoduje zahamowanie ich wzrostu. Do podobnych wniosków doszedł też chirurg Joseph Lister, nazywany często ojcem współczesnej antyseptyki. W 1871 roku stwierdził, że zanieczyszczenie próbki moczu pleśnią uniemożliwia rozwój żyjących w nim bakterii. W 1920 r. belgijskim badaczom udało się zidentyfikować gatunek grzyba, którego pleśń była odpowiedzialna za hamowanie rozwoju bakterii. Był to właśnie gatunek Penicillium.
Wojenne przeżycia
To oczywiście skrócona historia. Pojedynczych obserwacji, jakie niezależnie od siebie czynili w XIX i XX wieku naukowcy i lekarze, było wiele. Epokowe odkrycie, które przyniosło sławę uznanemu szkockiemu bakteriologowi i lekarzowi – Alexandrowi Flemingowi, poprzedziło wiele mniejszych, ale niezwykle ważnych wniosków, których przykłady podaję powyżej.
Fleming zahamowanie wzrostu bakterii wokół niebiesko-zielonej pleśni na hodowli płytkowej Staphylococcus odkrył w swoim laboratorium w londyńskim szpitalu św. Marii w 1928 r. Sam twierdził ponoć później, że dokonał tego odkrycia przypadkiem, gdy po powrocie z urlopu do laboratorium zastał w nim ogromny bałagan, na który składały się m. in. porozrzucane płytki z żyjącymi na nich koloniami bakterii. Na jednej z nich miała pojawić się właśnie pleśń. Niedługo potem Fleming ustalił, że substancja zawarta w pleśni grzyba Penicillium może skutecznie zwalczać paciorkowce, pneumokoki, meningokoki oraz bakterie wywołujące rzeżączkę i dyfterię.
Nie było to jego pierwsze interesujące odkrycie w trakcie pracy zawodowej. W 1922 r., gdy przeziębiony siedział w laboratorium, część wydzieliny z jego nosa trafiła na płytkę z hodowlą bakterii, Fleming stwierdził, że bakterie na tej właśnie płytce rozpuściły się. Substancja, którą odkrył w następstwie tego eksperymentu, okazała się nieznanym wcześniej enzymem, nazwanym później lizozymem. W encyklopedii PWN można dziś przeczytać, że to „substancja enzymatyczna o właściwościach antyseptycznych, zawarta w łzach ludzkich oraz w białku kurzym”.
Otwartym pozostaje pytanie ile przypadku było w tych przypadkach, zważywszy na wcześniejsze traumatyczne, wojenne przeżycia Fleminga, który w czasie I wojny światowej był lekarzem wojskowym w Royal Army Medical Corps. To tam leczył żołnierzy umierających często nie tyle z powodu ran odniesionych na froncie, co raczej właśnie wskutek infekcji bakteryjnych. Wtedy jeszcze Szkot, jako lekarz, był wobec tych zabójczych bakterii bezsilny. I może dlatego tak stanowczo starał się w swojej pracy naukowej stawić im czoła.