Dwudziestokilkuletnia obecnie Marika skazana została na trzy lata bezwzględnego więzienia za próbę rozboju w trakcie poznańskiej manifestacji osób LGBT, kiedy to próbowała wyrwać innej kobiecie torbę w tęczowe barwy. Sprawa zyskała rozgłos i była komentowana przez wszystkie największe media w Polsce. Teraz Marika domaga się od „Gazety Wyborczej” usunięcia swojego nazwiska z publikacji na jej temat. Reprezentujący ją Instytut Ordo Iuris uważa, że to „GW” rozpowszechniła jej niepublikowane do tamtej pory nazwisko.
Media mogą informować, ale nie karać
Jak uważa cytowana przez organizację adw. Magdalena Majkowska, ujawnienie nazwiska młodej kobiety umożliwia identyfikację nie tylko jej samej, ale też członków jej rodziny, co narusza prawo do prywatności. – Podlega ono ochronie niezależnie od tego, jak kto ocenia czyn, za który została skazana, oraz słuszność decyzji Prezydenta o ułaskawieniu. Nikt nie miał prawa publikować jej danych osobowych bez jej zgody – podkreśla mecenas.
Prawnicy przypominają jednak, że to sama zainteresowana i jej reprezentanci nadali sprawie medialny charakter. Trudno będzie im zatem udowodnić racje, które przedstawili w przedsądowym wezwaniu do „GW”.
Zdaniem adw. Dariusza Pluty, gdyby sprawa znalazła swój finał w sądzie, mogłaby okazać się precedensowa. Zauważa, że mimo iż dane osobowe i wizerunek osoby skazanej w dalszym ciągu podlegają ochronie, nie powinna ona ograniczać działalności prasy. – Moim zdaniem danych nie powinno się wykorzystywać bez zgody, jeśli mowa o świadku lub osobie pokrzywdzonej. Fakt skazania stał się jednak elementem rzeczywistości – podkreśla.
Adwokat przypomina, że po zapadnięciu wyroku – i w kontekście ułaskawienia – sprawa Mariki stała się na nowo przedmiotem debaty publicznej, a prasa pełniła w tym przypadku funkcję przekaźnika informacji. – Oczywiście, gdyby sprawę tę badał sąd, musiałby stwierdzić, jaki był cel i kontekst publikacji; czy nie przybrały one formy dodatkowego karania sprawcy, a mieściły się w granicach prawa do zabrania wyważonego głosu w publicznej debacie – wyjaśnia Dariusz Pluta.