Wydawcy pod ścianą po wyroku NSA. Prawo do bycia zapomnianym działa wstecz

Naczelny Sąd Administracyjny pcha nas w kierunku przepisywania historii. Najnowszy wyrok dotyczący prawa do bycia zapomnianym jest niebezpieczny dla wolności wypowiedzi – ostrzega prof. Grzegorz Sibiga.

Publikacja: 02.03.2023 03:00

Wydawcy pod ścianą po wyroku NSA. Prawo do bycia zapomnianym działa wstecz

Foto: Adobe Stock

Naczelny Sąd Administracyjny uznał w niedawnym wyroku (opisaliśmy go w poniedziałkowej „Rzeczpospolitej”), że przechowywanie materiałów archiwalnych nie mieści się w zakresie „działalności prasowej” i w związku z tym można w jego wypadku stosować prawo do bycia zapomnianym. Dlaczego jest to niebezpieczne orzeczenie?

Wyrok jest groźny dla wolności wypowiedzi, która stanowi jeden z fundamentów demokracji. Odmawia on bowiem archiwom prasowym – po nieustalonym dokładnie przez sąd czasie „aktualności” – możliwości objęcia ich tzw. wyjątkiem prasowym z ustawy o ochronie danych osobowych. Ten zaś wyważa w działalności prasy wolność słowa z jednej, a prawo do ochrony danych osobowych z drugiej strony. RODO przewiduje, że takiego wyważenia dokonuje prawodawca krajowy.

Zasady ochrony danych osobowych i prawa osób, których dane dotyczą, nie powinny zbytnio ingerować w wolność słowa, nie powinny zagrażać funkcjom informacyjnym prasy. W tym celu właśnie w klauzuli prasowej wyłączono szereg uprawnień osób, których dane są publikowane w materiałach prasowych oraz zasad przetwarzania danych osobowych. Polska klauzula prasowa i tak nie jest najbardziej rygorystyczna dla prawa do ochrony danych osobowych. Np. w Szwecji w klauzuli przewiduje się, że prawo ochrony danych osobowych w żaden sposób nie może ograniczać wolności prasy.

W rozpatrywanej przez NSA sprawie stwierdzono zaś, że internetowe archiwa prasowe nie są objęte tym wyjątkiem, poza aktualnymi materiałami. Wobec tego przechowywanie danych osobowych w tych archiwach traktuje się jak każdą inną czynność przetwarzania danych, do której RODO znajduje zastosowania w pełnym zakresie. Konsekwencje utrzymania tej wykładni w kolejnych rozstrzygnięciach są groźne.

Na czym one polegają?

Potencjalne negatywne następstwa pokazuje już uprawnienie, którego dotyczył ten spór sądowy, tj. prawa do bycia zapomnianym. Każdy człowiek, którego dane osobowe wymieniono w materiale prasowym, będzie mógł żądać realizacji tego prawa, tj. w praktyce usunięcia jego danych z archiwum prasowego. Wydawcy nie będą się mogli zasłonić wyjątkiem prasowym, a co więcej, sąd zabronił w ogóle powoływania się na wolność wypowiedzi, ponieważ jego zdaniem publikacje archiwalne nie są niezbędne do korzystania z tej wolności. Stawia to więc w bardzo niekorzystnej sytuacji wydawcę, który w każdym konkretnym przypadku będzie musiał oceniać, czy zaistniały wąsko określone w RODO wyjątki od prawa do bycia zapomnianym. Gdyby zdecydował się odmówić realizacji prawa, to na nim spoczywa ciężar dowodu. Ten wyrok jest też niebezpieczny w szerszym kontekście, bo wyłącza w odniesieniu do internetowych archiwów wszystkie inne ograniczenia stosowania RODO zawarte w wyjątku prasowym.

Jakie to ograniczenia?

Konsekwencją stanowiska sądu będzie zastosowanie do archiwów art. 5 RODO wprowadzającego zasady przetwarzania danych osobowych, który musi „z urzędu” przestrzegać każdy administrator danych. Przykładowo, jeśli najnowszy pogląd NSA się utrwali, to wydawca będzie musiał oceniać, czy w archiwalnym tekście prawidłowo zastosowano zasadę celowości przewidzianą w tym przepisie. Zasadniczo zabrania ona dalszego przetwarzania danych niezgodnie z celami pierwotnego ich zebrania. A przecież informacje do materiałów są gromadzone z różnych źródeł, które bardzo często nie były przeznaczone do publikacji w prasie. Kompletnie zmieni to model funkcjonowania archiwów prasowych, ponieważ każdy znajdujący się w nich materiał zawierający dane osobowe powinien zostać oceniony przez pryzmat kompleksowej zgodności z RODO. Działania dostosowawcze wydawca musiałby przeprowadzić „z urzędu”, nie czekając na żądania osób, których dane dotyczą. To byłby wręcz kopernikański przewrót w działaniu mediów.

Takie podejście do wolności wypowiedzi w działalności prasowej jest po prostu niezgodne ze standardami ustawionymi dekadę temu przez Europejski Trybunał Praw Człowieka.

Co przewidują te standardy?

Kamieniem milowym jest tutaj wyrok Węgrzynowski i Smolczewski przeciwko Polsce. Trybunał nie pozostawia wątpliwości, że internetowe archiwum prasowe jest objęte prawem do wolności wypowiedzi, chronionym przez art. 10 europejskiej konwencji praw człowieka. Co więcej, stwierdził on, że takie archiwa mają ogromne znaczenie dla społeczeństwa, są dla niego ważnym źródłem wiedzy historycznej i edukacji. ETPC wskazał na konsekwencje przyjęcia odmiennego stanowiska dopuszczającego na żądanie usuwanie materiałów z archiwum. Mogłoby to doprowadzić do „przepisywania historii”, czyli tworzenia wiedzy o wydarzeniu z przeszłości, bez znajomości wszystkich relacji. Pozwolilibyśmy bowiem w skrajnych przypadkach na usunięcie z przestrzeni publicznej materiałów relacjonujących zdarzenia, najczęściej niekorzystne dla kogoś. Opisy wydarzeń mogą się bowiem odnosić do konkretnych osób, a więc zawierać dane osobowe.

NSA zaś kompletnie nie zauważył tego wyroku Strasburga i pcha nas właśnie w kierunku przepisywania historii. Materiały prasowe, które stracą aktualność, będą podlegały nie tylko usunięciu na wniosek osoby, która „chce być zapomniana”, ale być może także z inicjatywy wydawcy. Powoływany już art. 5 RODO nakazuje bowiem po określonym czasie usuwać dane, które nie są już niezbędne do celów, w których były przetwarzane.

Czytaj więcej

Prawo do zapomnienia także z archiwów prasowych

Usunięcie danych osobowych z materiału zawsze oznacza usunięcie co najmniej części publikacji, po którym tekst może stać się niezrozumiały, a na pewno jest on niepełny. Niektóre teksty trzeba będzie usunąć w całości, ponieważ dotyczyły one konkretnego człowieka i nawet po wykreśleniu imienia i nazwiska z kontekstu będzie można ustalić tożsamość ich bohatera.

Ale wyrok ETPC, do którego pan nawiązuje, zapadł na długo przed wejściem w życie RODO. Może od tamtego czasu standardy ochrony danych się zmieniły.

Moim zdaniem te standardy się nie zmieniły, ponieważ wyrok odnosił się do wolności wypowiedzi, a nie bezpośrednio do przepisów o ochronie danych osobowych. Jego tłem była sprawa z zakresu dóbr osobistych przed polskimi sądami. Na marginesie wyrok dotyczył internetowego archiwum „Rzeczpospolitej” i artykułu tam zamieszczonego. Wyrok ETPC ma charakter uniwersalny w tym znaczeniu, że dotyczy wolności wypowiedzi zawartej w art. 10 konwencji i trudno po nim kwestionować, że archiwum prasowe nie mieści się w tej wolności realizowanej w działalności prasowej, co jednak – jak okazało się – „udało się” polskiemu sądowi administracyjnemu.

Trybunał opowiedział się za niezmienianiem artykułu zamieszczonego w archiwum, ale opatrzeniem go sprostowaniem, gdyby okazało się, że zawarte w nim informacje są nieprawdziwe. W tamtym przypadku tekst dotyczył dwóch prawników, którym dziennikarze zarzucili wykorzystanie zajmowanych przez siebie stanowisk ze szkodą dla finansów publicznych. Ostatecznie wygrali oni proces sądowy o naruszenie w publikacji ich dóbr osobistych, ale nawet wówczas – zdaniem trybunału – nie uzasadnia to usunięcia tekstu z archiwum prasowego. Pożądane byłoby opatrzenie artykułu na stronie internetowej gazety uwagą o wyniku procesu cywilnego. To słuszne podejście, ponieważ ten artykuł został opublikowany, stał się punktem odniesienia do kolejnych działań. Po prostu stał się częścią historii. Zresztą pamiętajmy, że już w obecnym stanie prawnym osoba opisywana przez prasę może korzystać z różnych środków prawnych chroniących jej interes. Tymczasem przyjęcie, że do archiwów prasowych stosuje się w pełnym zakresie RODO, oznacza również nowy rodzaj odpowiedzialności prawnej za dane osobowe tam umieszczone.

Jakie dokładnie?

Jeśli uznamy, że do archiwów prasowych stosuje się wszystkie przepisy RODO, to wydawcy za ich naruszenie grożą administracyjne kary pieniężne nakładane przez prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Oprócz tego ustawa o ochronie danych osobowych przewiduje też odpowiedzialność karną za niedopuszczalne ich przetwarzanie. To przestępstwo może popełnić każdy biorący udział w przetwarzaniu, a zatem także dziennikarze i redaktorzy. W skrajnym scenariuszu utrzymania wykładni NSA w kolejnych orzeczeniach obawiam się rezygnowania z prowadzenia archiwów prasowych lub pozostawiania w nich danych osobowych.

Czy nie przecenia pan skutków wyroku NSA? On przecież tylko nakazuje prezesowi UODO rozpoznać konkretną sprawę merytorycznie, nie wskazuje ścisłych kryteriów takiej oceny.

W tej konkretnej sprawie, która wraca teraz do prezesa UODO, gdy tenże prezes stwierdzi, że jednak istniały podstawy do usunięcia danych osobowych, a wydawca tego nie zrobił z naruszeniem prawa do bycia zapomnianych, to organ może nie tylko rozpatrzyć skargę zainteresowanego, ale również jest uprawniony do wszczęcia odrębnego postępowania i nałożenia kary pieniężnej na wydawcę. Gdyby wykładnia dokonana przez NSA została powielona w innych sprawach i stała się pewnym standardem, to wydawcy za błędne zastosowanie RODO w indywidualnych sprawach dotyczących archiwów prasowych ponosiliby taką samą odpowiedzialność jak administratorzy w innych czynnościach przetwarzania (np. w marketingu). Dlatego ja naprawdę obawiam się efektu mrożącego w działalności prasowej, a wyjątek prasowy miał m.in. właśnie przed nim chronić.

W grudniu zeszłego roku także TSUE wypowiedział się w sprawie prawa do bycia zapomnianym, uznając, że przeglądarka powinna usunąć linki do materiałów prasowych zawierających dane osobowe, jeśli skarżący uprawdopodobni, że były one nieprawdziwe. To też znacznie wzmacnia to prawo, bo nie trzeba czekać na rozstrzygnięcie organu państwa co do tej prawdziwości. Być może więc w tę linię wpisuje się NSA?

Czym innym są wyroki dotyczące wyszukiwarki, a czym innym te dotyczące prasy. Wyszukiwarka tylko pomaga znaleźć to, co jest już dostępne, nie korzysta z wyjątku prasowego. A prasa jest źródłem informacji.

Grzegorz Sibiga jest prof. INP PAN i adwokatem

Naczelny Sąd Administracyjny uznał w niedawnym wyroku (opisaliśmy go w poniedziałkowej „Rzeczpospolitej”), że przechowywanie materiałów archiwalnych nie mieści się w zakresie „działalności prasowej” i w związku z tym można w jego wypadku stosować prawo do bycia zapomnianym. Dlaczego jest to niebezpieczne orzeczenie?

Wyrok jest groźny dla wolności wypowiedzi, która stanowi jeden z fundamentów demokracji. Odmawia on bowiem archiwom prasowym – po nieustalonym dokładnie przez sąd czasie „aktualności” – możliwości objęcia ich tzw. wyjątkiem prasowym z ustawy o ochronie danych osobowych. Ten zaś wyważa w działalności prasy wolność słowa z jednej, a prawo do ochrony danych osobowych z drugiej strony. RODO przewiduje, że takiego wyważenia dokonuje prawodawca krajowy.

Pozostało 92% artykułu
Podatki
Skarbówka zażądała 240 tys. zł podatku od odwołanej darowizny. Jest wyrok NSA
Prawo w Polsce
Jest apel do premiera Tuska o usunięcie "pomnika rządów populistycznej władzy"
Edukacja i wychowanie
Ferie zimowe 2025 później niż zazwyczaj. Oto terminy dla wszystkich województw
Praca, Emerytury i renty
Ile trzeba zarabiać, żeby na konto trafiło 5000 zł
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Prawo karne
Rząd zmniejsza liczbę więźniów. Będzie 20 tys. wakatów w celach