Na początku stycznia GUS wstępnie oszacował, że wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI) wzrósł w grudniu o 6,1 proc. rok do roku po zwyżkach o 6,6 proc. w październiku i listopadzie. W poniedziałek, dysponując pełniejszymi danymi, poinformował, że inflacja była jednak minimalnie wyższa, wyniosła 6,2 proc. Nie zmieniły się dane w ujęciu miesiąc do miesiąca: CPI wzrósł o 0,1 proc. po zwyżce o 0,7 proc. w listopadzie.
Czytaj więcej
Mijający rok zaczęliśmy od ataku na szczyt inflacji. Ten został zdobyty w lutym. Potem schodziliśmy na płaskowyż i niżej. Na łeb na szyję, wręcz na złamanie karku. Teraz czeka nas jednak pełzanie, i to długie. Tak przynajmniej widzi to szef NBP.
Rewizja danych nie zmienia ich zaskakującej wymowy. Przed wstępnym szacunkiem GUS ankietowani przez „Rzeczpospolitą” ekonomiści przeciętnie oceniali, że inflacja w grudniu wyhamowała tylko nieznacznie, do 6,5 proc. rocznie. Spośród 22 uczestników (zespołów analitycznych i indywidualnych ekonomistów) tej ankiety tylko trzech liczyło się z wynikiem na poziomie 6,2 proc. lub niższym.
Inflacja w Polsce hamuje
Do wyhamowania inflacji w największym stopniu przyczynił się wolniejszy wzrost cen żywności i napojów bezalkoholowych. Towary z tej kategorii podrożały w grudniu o 6 proc. rok do roku, najmniej od października 2021 r., po 7,3 proc. w listopadzie. W stosunku do poprzedniego miesiąca podrożały o 0,2 proc. – to wynik poniżej sezonowego wzorca.