Sprzedaż detaliczna w grudniu zmalała o 3,4 proc. w stosunku do listopada. To jeden z najsłabszych wyników ostatnich lat. Może to być konsekwencja załamania nastrojów konsumentów, które z kolei wiązać można z najwyższą w tym stuleciu inflacją. Dane nie są jednak na tyle jednoznaczne, aby przekreślać inne hipotezy. Początek 2022 r. może więc przynieść odbicie wydatków.
Czytaj więcej
Jeszcze tylko w styczniu sklepy skorzystają z przywilejów placówki pocztowej, pracując w dni objęte zakazem handlu. Chodzi w sumie o kilkanaście tysięcy placówek, zarówno sprzedających żywność, jak i nawet materiały budowlane.
W ujęciu rok do roku sprzedaż detaliczna w grudniu wzrosła realnie (czyli licząc w cenach stałych) o 8 proc. po zwyżce o 12,1 proc. w listopadzie. Wyhamowanie rocznego wzrostu sprzedaży samo w sobie nie jest zaskoczeniem. Listopadowy wynik był pod silnym wpływem niskiej bazy odniesienia sprzed roku (w listopadzie 2020 r. obowiązywały pandemiczne ograniczenia w handlu). W grudniu tego efektu nie było. Przeciwnie, baza odniesienia była zawyżona przez to, że w 2020 r. przedświąteczne zakupy skumulowały się w grudniu, zamiast rozłożyć się na dwa miesiące. Mimo to ankietowani przez nas ekonomiści przeciętnie szacowali, że sprzedaż w ostatnim miesiącu ub.r. zwiększyła się o 9,4 proc. rok do roku.
Z domu najlepiej
– W porównaniu z naszymi założeniami zaskakująco słaba okazała się sprzedaż mebli, sprzętu RTV i AGD, która wzrosła o 1,5 proc. rok do roku. Możliwe, że w przypadku tej kategorii widzimy już pierwsze oznaki słabości konsumpcji prywatnej – do tej pory takie sygnały wysyłały „miękkie" dane – komentuje Piotr Bartkiewicz, ekonomista z Banku Pekao. Te miękkie dane to przede wszystkim wskaźniki nastrojów konsumentów, które w październiku ruszyły ostro w dół, a w grudniu były już równie nisko co w listopadzie 2020 r. Łatwo to powiązać z coraz wyższą inflacją, która ogranicza siłę nabywczą dochodów gospodarstw domowych. Koniunktura na rynku pracy pozostaje bowiem dobra i nie powinna napawać konsumentów obawami.