Bolesne wychodzenie z deficytu. Koszty pójdą w dziesiątki miliardów złotych

Może da się uniknąć drastycznych kroków, jak poprzednio z podwyżką VAT. Ale przyjemnie też nie będzie.

Publikacja: 25.06.2024 04:30

Premier Donald Tusk

Premier Donald Tusk

Foto: Bartłomiej Sawicki

Po tym, jak Komisja Europejska uznała w minionym tygodniu za uzasadnione wszczęcie wobec Polski procedury nadmiernego deficytu, eksperci wyliczają, ile to może nas kosztować.

– Wpadnięcie w procedurę nadmiernego deficytu będzie miało dla Polski pewne konsekwencje. W praktyce oznacza to, że Polska zostanie zobowiązana do stopniowego zacieśniania fiskalnego w ciągu najbliższych czterech lub siedmiu lat – analizują ekonomiści Banku Citi Handlowy w poniedziałkowym „Citi Weekly”.

Spore koszty procedury nadmiernego deficytu

– Nowe unijne ramy fiskalne różnią się od tych obowiązujących poprzednio, szacunki think tanku Bruegel wskazują jednak, że jeśli powrót do odpowiedniego poziomu deficytu wymagany będzie przez cztery lata, to chodzi o dostosowania rzędu 0,8 proc. PKB rocznie – mówi nam Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego. – Jeśli będzie można iść mniejszymi krokami, a ścieżka zostanie wydłużona do siedmiu lat, to mowa o 0,5 proc. PKB rocznie – zaznacza Kalisz. W każdym z tych przypadków mowa o kosztach liczonych w dziesiątkach miliardów złotych. Przy założeniu, że punktem odniesienia jest 2023 r., gdy nasz PKB wynosił ok. 3,4 bln zł, dostosowania mogą sięgać od 17 mld zł do 27 mld zł rocznie odpowiednio dla ścieżki siedmio- i czteroletniej. Za to w 2025 r. wartość PKB ma wynosić już niemal 4 bln zł i konieczna redukcja deficytu może już sięgać 2031 mld zł.

Czytaj więcej

Rząd musi zasypać wielomiliardową dziurę w NFZ. Wzrosną składki czy podatki?

Krótszy harmonogram wychodzenia z nadmiernego deficytu (przy czym chodzi o deficyt strukturalny, czyli oczyszczony z wpływu koniunktury i działań jednorazowych) oznacza ostre i szybkie zaciskania pasa, ale w sumie jest nieco mniej kosztowny. Z punktu widzenia Polski bardziej jednak opłaca się walczyć o siedmioletnią ścieżkę, bo wówczas roczne dostosowania są mniej bolesne.

Z zapowiedzi ministra finansów Andrzeja Domańskiego wynika zresztą, że właśnie o to będziemy się starali. Argumentacją jest podwyższony w Polsce poziom wydatków na szeroko pojętą obronność (zbrojenia i umocnienie szczelności wschodniej granicy), co można uznać za inwestycje wzmacniające bezpieczeństwo Europy.

Bez względu na to, na ile lat Bruksela rozłoży nam proces zaciskania pasa, najważniejsze pytanie brzmi, na czym to będzie polegać. Ministerstwo Finansów podaje, że odpowiedni zarys działań poznamy najwcześniej jesienią, gdy powstanie budżet na 2025 r. (musi on już uwzględniać procedurę nadmiernego deficytu). A szczegółowy program już uzgodniony z Komisją Europejską to raczej kwestia końca listopada.

Dokręcanie śruby

Ekonomiści zaznaczają, że w zasadzie należy spodziewać się działań w dwóch podstawowych obszarach. – Po pierwsze, chodzi o stronę dochodową finansów państwa. Moim zdaniem rząd postawi na trwałą poprawę ściągalności podatków – mówi Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. – Jak wiemy, dotychczasowe domykanie luki VAT nie do końca się udało, bo w 2023 r. wzrosła ona do 15,8 proc. z poniżej 3 proc. dwa lata wcześniej. Teraz musimy przekonać Komisję, że dzięki efektywnemu uszczelnieniu systemu ściągalność podatków wzrośnie na wysokie poziomy niezależnie od stanu koniunktury – mówi Benecki. A inaczej mówiąc, można spodziewać się w tym obszarze dokręcania śruby dla podatników, choćby w wymiarze kontroli bieżącej działalności firm, prób unikania opodatkowania, ścigania szarej strefy itp.

Czytaj więcej

Anna Cieślak-Wróblewska: Dziura w finansowaniu zdrowia. Ją też politycy spróbują przemilczeć?

Drugi obszar to oczywiście strona wydatkowa państwa. – Tu należy spodziewać się zatrzymania tempa wzrostu wydatków, które w ostatnich latach było dosyć spore – mówi Benecki. – Nie musi to koniecznie polegać na głębokich cięciach, zabieraniu ludziom jakichś świadczeń. Ale nowych transferów już być nie powinno, a na pewno nie da się zrealizować w najbliższym czasie bardzo hojnych obietnic wyborczych – dodaje.

Kto płacił poprzednio

Polska zostanie objęta procedurą nadmiernego deficytu już po raz drugi. Pierwszy raz stało się to w 2010 r. i było dla Polaków bardzo bolesne. Najbardziej dotkliwym spadkiem jest podwyższona do dziś do 23 proc. stawka VAT (z 22 proc. – miała być to tylko tymczasowa podwyżka). Ucierpieli też pracownicy sfery budżetowej, gdy na wiele lat zamrożono im wynagrodzenia. Zamrożono progi podatkowe i kwotę wolną od podatku w PIT. Pośrednim skutkiem nadmiernego deficytu była praktyczna likwidacja OFE, a także wydłużenie wieku emerytalnego. Rząd jak źródło dodatkowych dochodów wskazywał przychody z mandatów dla kierowców czy sprzedaży praw do emisji CO2.

Czy obecne wychodzenie z nadmiernego deficytu może być dla Polaków równie bolesne? – Obawiam się, że tak, a może będzie nawet trudniejsze – uważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. Jak wylicza, rząd jest pod presją dużych wydatków na obronność, zdrowie, edukację itp. Obiecał naprawić system finansów publicznych, zepsuty przez PiS, co oznacza, że nie powinien stosować różnych wybiegów fałszywie obniżających deficyt, takich jak przekazywanie instytucjom publicznym obligacji skarbowych. – Po trzecie, o ile kilka lat temu Bruksela mogła jedynie grozić palcem, jeśli ktoś nie redukował swojego deficytu zgodnie z planem, o tyle teraz zyskała „kij do bicia” w postaci potencjalnych ograniczeń w dostępie do unijnych pieniędzy. Już obecnie KE testuje taką możliwość na Rumunii – ostrzega Jankowiak.

– Moim zdaniem po zmianie unijnych reguł fiskalnych procedura EDP dla Polski może być łagodniejsza ze względu na specyficzną sytuację, w jakiej się znaleźliśmy – komentuje z kolei Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. – I ścieżka dostosowań powinna wynosić 0,5 proc. PKB, a nie przykładowo 1 proc. – dodaje.

Bujak przypomina, że poprzednio wychodzenie z nadmiernego deficytu było bardzo bolesne. Ale wówczas trudniejsza była też sytuacja gospodarcza. Teraz jednak trendy są bardziej sprzyjające dla rządu.

Po tym, jak Komisja Europejska uznała w minionym tygodniu za uzasadnione wszczęcie wobec Polski procedury nadmiernego deficytu, eksperci wyliczają, ile to może nas kosztować.

– Wpadnięcie w procedurę nadmiernego deficytu będzie miało dla Polski pewne konsekwencje. W praktyce oznacza to, że Polska zostanie zobowiązana do stopniowego zacieśniania fiskalnego w ciągu najbliższych czterech lub siedmiu lat – analizują ekonomiści Banku Citi Handlowy w poniedziałkowym „Citi Weekly”.

Pozostało 93% artykułu
Budżet i podatki
Czy da się „wykręcić” 110 mld zł dziury w budżecie w dwa miesiące
Budżet i podatki
Deficyt budżetowy będzie wyższy. Sejm przegłosował zmiany
Budżet i podatki
Kto i za ile kupi kolejne setki miliardów polskiego długu
Budżet i podatki
Budżetowe wpływy z CIT dołują. Rekordy już nie wrócą?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Budżet i podatki
Rząd maksymalizuje deficyt. Co się za tym kryje?