Jak państwo oceniają zatrzymanie Janusza Palikota przez CBA? Czy wiecie, na czym miało polegać to oszustwo i co ten krok oznacza dla przyszłości Manufaktury?
Decyzja o zatrzymaniu Janusza Palikota i postawieniu mu zarzutów musi oznaczać, że zebrany w sprawie przez CBA i prokuraturę materiał dowodowy w sposób dostateczny uzasadnia podejrzenie popełnienia przez niego zarzucanych mu czynów. Ciężko jest mi wypowiadać się, nie znając akt sprawy, niemniej decyzja prokuratury nie dziwi mnie w tym sensie, że już tylko nasze osobiste doświadczenia pokazują, iż Janusz Palikot nie zawsze działał z czystymi intencjami i budował relacje biznesowe z Markiem Maślanką w sposób niedopuszczalny.
Czytaj więcej
Jeszcze zanim kontrowersyjny biznesmen trafił do aresztu z powodu rzekomych oszustw, symbolicznie zakończyła się jego kariera polityczna. Z ewidencji została wykreślona partia, z którą święcił tryumfy w Sejmie.
Jest pan prawnikiem Marka Maślanki, inwestora, który współpracował z Januszem Palikotem przez kilka lat i zrezygnował z tej współpracy w styczniu 2024 r. A jednak kłopoty wynikające z tej współpracy wcale się nie skończyły. Pozwy o naruszenie dóbr osobistych, znikający towar, pościg za linią produkcyjną. Co było dla pana i pana zespołu prawników ostatecznym sygnałem, że Janusz Palikot nie ma zamiaru uczciwie rozliczać się ze wspólnikami?
Na pewno Marka Maślanki nie można nazywać wspólnikiem Janusza Palikota. Maślanka był inwestorem w przedsięwzięciu Janusza Palikota związanym z Manufakturą Piwa, Wódki i Wina. Ich spółki wiązały m.in. dwie ważne umowy, tj. dystrybucyjną i inwestycyjną. Marek Maślanka poprosił nas w styczniu 2024 r. o pomoc w kwestiach prawnych, gdy problemów z zapewnieniami Janusza Palikota nie dało się już dalej tolerować. Zdecydował się wszystko publicznie wyjaśnić i to uczynił pod koniec stycznia. Wówczas m.in. oświadczył, że zaprzestaje dalszego angażowania się w Grupę Manufaktury Janusza Palikota, ale zamierzał respektować dotychczas zawarte umowy. Później te zdarzenia, o których pani wspomina, przelały czarę goryczy i nie pozwalają na milczenie. Sygnałów, że Janusz Palikot nie zamierza przestrzegać umów i respektować prawa, było kilka. Pierwszy to znikający towar, który był własnością spółki Marka Maślanki, a drugi to oświadczenia spółek z grupy Palikota, w których uznają wiążące ich umowy za jakoby zawarte pod wpływem błędu. Ale od początku. Spółka Marka Maślanki, Kraftowe Alkohole (KA), pozostawała przez kilka lat w relacjach ze spółkami Janusza Palikota. KA m.in. dostarczała zakupione przez siebie surowce niezbędne do produkcji w browarze w Tenczynku i kupowała produkty browaru, zostawiając tam marżę produkcyjną. Następnie odkupywała wyroby gotowe, które miały być kierowane na rynek przez spółkę Tenczynek Dystrybucja, zostawiając tam marżę dystrybucyjną. Pozwalało to udostępniać środki finansowe Marka Maślanki holdingowi Janusza Palikota, pomóc wyjść na prostą z niełatwej sytuacji, ale też miało zabezpieczyć środki angażowane przez Marka Maślankę. Były również takie przypadki, gdy w celu zapewnienia ciągłości produkcji środki finansowe Marka Maślanki były przekazywane Manufakturze bez zabezpieczenia, np. środki na wynagrodzenia pracownicze. KA nie miała jednak wpływu na model biznesowy realizowany przez Janusza Palikota w jego spółkach, takich jak Manufaktura czy Tenczynek Dystrybucja. Jednak do spółki KA doszły informacje, że ten towar, zamiast trafiać do sklepów, jest pobierany z magazynów przez inną spółkę z grupy Janusza Palikota, więc przychody z dystrybucji trafiały do innych podmiotów i nie wracały do KA, która zapłaciła za ich wytworzenie i oczekiwała zwrotu kosztów swojego zaangażowania od dystrybutora. Tymczasem towar przeznaczony do dystrybucji płynął nie bezpośrednio do sklepów, a do innych spółek Palikota. W ślad za tym pieniądze ze sprzedaży tego towaru trafiały do innej spółki, wobec której nie moglibyśmy mieć wprost roszczeń, czyli traciliśmy towar i pieniądze za towar.
I to ostatecznie przelało czarę goryczy i zakończyło współpracę?
Prawie tak, ale jeszcze nie. Pod koniec stycznia Kraftowe Alkohole wypowiedziały umowę dystrybucyjną (ale nie inwestycyjną). Nie można było tolerować wyprowadzania towaru bez zgody właściciela, wystąpiliśmy więc do sądu o zabezpieczenie towaru, żeby nie był on dalej sprzedawany, bo KA jako właściciel nie był już jego dysponentem. Chodziło o 415 tys. butelek alkoholu, np. blisko 29 tys. butelek piwa Buh Hard Seltzer, 38 tys. butelek piwa Amsterdam, blisko 65 tys. butelek wódki Coś, kilkanaście tysięcy butelek wódki Wyjebongo Czyste, Marakuja i innych. Gdy po czterech miesiącach dostaliśmy zgodę na zabezpieczenie towaru i w czerwcu mogliśmy tam wysłać komornika, żeby go zabezpieczył, okazało się, że części alkoholu nie ma – w międzyczasie dalej był dystrybuowany przez te cztery miesiące od rozwiązania umowy dystrybucyjnej. Znaczna część towaru zniknęła w świecie, czyli zniweczone zostało nasze zabezpieczenie i zostały nam roszczenia finansowe, które mogą utonąć w morzu roszczeń innych wierzycieli.
Wspomniał pan o wierzycielach. Grupa wierzycieli zorganizowała się na FB, liczy już ok. 1,6 tys. osób. Widać tam dużo goryczy, ale niemal nikt nie planuje pozywać Janusza Palikota.
Osobiście znam kilka z tych osób. Ci ludzie są w tej sytuacji bezradni, ich możliwości finansowe są znacznie mniejsze, nie stać ich na to, by walczyć z założycielem Manufaktury. Jedna ze strategii procesowych silniejszych ekonomicznie stron jest taka, że druga strona nie wytrzyma finansowo, nie może sfinansować potężnych postępowań sądowych. To jest powód, dlaczego drobni wierzyciele np. nie ścigają Janusza P. – jeśli dali mu po 100–200 tys., a musieliby w proces sądowy zainwestować kolejne takie sumy bez gwarancji ich odzyskania, racjonalnie muszą więc od tego odstąpić.