Brak opadów na Sycylii doprowadził do tego, że w wielu miejscowościach nie było wody od dwóch miesięcy. Wyschły sieci wodociągowe, studnie, ludzie musieli korzystać z usług obrotnych grup czy osób, które rozwożą wodę własnymi cysternami i płacą za nią wyśrubowane ceny.
- Co 15-20 dni muszę zamawiać cysterny do napełnienia moich zbiorników - powiedział Reuterowi Alberto Micciche mieszkający w Poggio Fiorito na przedmieściach Caltanissetta. Cena jednej cysterny o pojemności 8 tys. litrów wzrosła w ciągu roku dwukrotnie do około 100 euro. Dodatkowo musi płacić za energię elektryczną, aby pompować tę wodę ze zbiorników do kuchni i do łazienki. - Zwykle otwarcie kranu kosztuje - dodał.
Reszta mieszkańców Caltanissetty korzysta z regularnych dostaw wody pitnej dostarczanej przez władze przez kilka godzin w tygodniu albo raz co dwa tygodnie, zależnie od dzielnicy. Chroniczny brak wody nie jest żadną nowością dla Sycylijczyków, wielu z nich ma zbiorniki na dachach domów albo w piwnicy na czas jej braku, ale te zapasy okazują się za małe, bo susze stają się dłuższe i bardziej dotkliwe.
Po 4 latach opadów poniżej historycznej średniej rząd włoski ogłosił stan wyjątkowy w maju, aby lepiej zarządzać dostępnymi zasobami do czasu jesiennych deszczów, ale to wcale nie poprawiło sytuacji, wręcz przeciwnie. Woda jest racjonowana w kilkudziesięciu miejscowościach w środkowej Sycylii, ludzie muszą korzystać z indywidualnych dostaw wody cysternami, a to kosztuje średnio 300 euro miesięcznie.
Firmy potrzebujące stałych dostaw wody pitnej, np. restauracje są w najtrudniejszej sytuacji, bo popyt jest większy od podaży, a ceny rosną. - Wielu właścicieli cystern wie, że jest nam ciężko i wykorzystuje to. To przypomina szantaż - stwierdził Michele Tornatore, właściciel restauracji „Sale e Pepe” (Sól i Pieprz) w Caltanissetta. - Jeśli oni mogą dostać się do wody, to dlaczego jej nie ma? - pyta.