Deutsche Bank tracił w piątek na giełdzie we Frankfurcie nawet 14 proc. W ślad za nim zniżkowały akcje innych dużych banków europejskich. UniCredit taniał o ponad 5 proc., Credit Suisse o 7 proc., a Commerzbank (największy akcjonariusz polskiego mBanku) o ponad 8 proc. Na giełdach Starego Kontynentu trwała wówczas przecena. Na większości z nich raczej umiarkowana, ale niektóre indeksy, m.in. polski WIG20, niemiecki DAX, francuski CAC40 i włoski FTSE MIB – traciły po ponad 2 proc. Do przeceny doszło również za oceanem. Dow Jones Industrial tracił na początku sesji 0,5 proc.
Impulsem do tej wyprzedaży był wcześniejszy skok kosztów CDS, czyli ubezpieczenia długu, Deutsche Banku. Rynek wyraźnie uznał, że kolejna po Credit Suisse duża instytucja finansowa może stać się ofiarą kryzysu.
Kolejny cel
Koszt CDS dla pięcioletnich obligacji Deutsche Banku dochodził w piątek po południu do 206 pkt baz. Był większy niż w zeszłorocznym październikowym szczycie. W czwartek wynosił on 173 pkt baz., a w środę 142 pkt baz. W dołku z 6 marca był natomiast na poziomie bliskim 85 pkt baz. Zwykle im koszt tego ubezpieczenia jest wyższy, tym inwestorzy postrzegają dany bank lub spółkę jako bardziej obarczoną ryzykiem niewypłacalności.
– Wartości CDS-ów dla Deutsche Banku były już kilkukrotnie notowane na podobnym lub nawet wyższym poziomie, ponieważ bank ten boryka się z powracającymi od dłuższego czasu problemami. Mimo to Europejski Bank Centralny i rząd niemiecki praktycznie za każdym razem wychodzili z pomocną dłonią. Czy Deutsche Bank znowu zostanie uratowany? Dziś trudno to jednoznacznie określić. Należy również pamiętać, że notowania CDS-ów są notowane na mało płynnym rynku międzybankowym. Oznacza to, że dostęp do tego typu instrumentów ubezpieczeniowych mają tylko instytucje finansowe, co może wpływać na ewentualne manipulacje ich ceną, bądź niekoniecznie odzwierciedlać realną sytuację przedsiębiorstwa – wskazuje Grzegorz Dróżdż, analityk Conotoxia Ltd.