W otoczeniu Trumpa rozważano sięgnięcie do zamierzchłych przepisów z 1809 roku i ogłoszenie stanu wyjątkowego. Do tego namawiał prezydenta były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego gen. Michael Flynn, który trzy lata temu podał się do dymisji z powodu ukrywanych związków z Rosją. Chciał tego także prawnik Trumpa, były burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani. Jak podają amerykańskie media, taka możliwość była na tyle poważnie brana pod uwagę, że w Pentagonie odbyła się poufna narada, jak powinna zareagować armia, gdyby po 20 stycznia Donald Trump kurczowo trzymał się u władzy.
Ale było też i ryzyko odwrotne: ekspresowego zdjęcia głowy państwa z urzędu. W chwili gdy tłum szturmował Kongres, do tego skłaniali się nie tylko niektórzy senatorowie i deputowani Izby Reprezentantów z Partii Demokratycznej, ale także Republikańskiej. Chcieli odwołać się do 25. poprawki do konstytucji, która otwiera taką możliwość na wypadek, gdyby głowa państwa straciła poczytalność i nie była w stanie dłużej wypełniać swoich obowiązków.
Czytaj więcej:
W ciągu niespełna dwóch tygodni, które mu pozostały do końca kadencji, Trump zachowuje poważne kompetencje, w szczególności gdy idzie o wydawanie rozkazów resortom siłowym. Jego plany nadal nie są jednoznaczne. Bo choć obiecał, że procedura przekazania urzędu zostanie przeprowadzona w terminie i w sposób uporządkowany, to jednocześnie zapewnił w środę swoich zwolenników, że „nigdy" nie uzna wyników wyborów.
Najbardziej prawdopodobna jest interpretacja polityczna, a nie prawna, tej deklaracji. Trump chce podtrzymywać wśród swoich popleczników przekonanie, że wybory 3 listopada nie zostały przeprowadzone uczciwie. To ma scementować poparcie dla niego, stworzyć w Partii Republikańskiej tak silną frakcję, że ugrupowanie nie będzie w stanie jej ominąć. I, być może, zdecyduje się na poparcie Trumpa lub któregoś z jego zwolenników w wyborach prezydenckich w 2024 r.
Z tej perspektywy kluczowy staje się wynik wyborów uzupełniających w Georgii. Podwójna wygrana demokratów daje ugrupowaniu 50 senatorów w izbie wyższej parlamentu tyle samo, ile mają republikanie. W razie wyrównanego wyniku głosowania rozstrzygający głos będzie miała wiceprezydent Kamala Harris. Dzięki temu Biden może się spodziewać sprawnej nominacji swoich kandydatów na najwyższe urzędy w państwie. Chodzi w szczególności o zatwierdzenie na nowego sekretarza obrony pierwszego czarnoskórego Amerykanina, generała Lloyda Austina. Byłby on gwarantem pełnej lojalności sił zbrojnych wobec nowego przywódcy.