W obronie cywilizacji

Wojna, której najznamienitszy epizod stanowiła Bitwa Warszawska, była rzeczywiście wojną o wolność Europy. Pozostaje tylko pytanie, czy wtedy, w 1920 r., miano na świecie świadomość tej stawki.

Publikacja: 28.08.2020 17:00

W Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku dyskutowali historycy (od lewej): moderator prof. Włodzimie

W Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku dyskutowali historycy (od lewej): moderator prof. Włodzimierz Suleja (IPN, Uniwersytet Wrocławski), prof. Krzysztof Kawalec (Uniwersytet Wrocławski), prof. Marek Kornat (Instytut Historii PAN), Wolfgang Templin (niemiecki historyk i publicysta), prof. Alvydas Nikžentaitis (Instytut Historii Litwy), prof. Janusz Odziemkowski (UKSW w Warszawie), prof. Grzegorz Nowik (Instytut Studiów Politycznych PAN)

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

O znaczeniu wojny polsko-bolszewickiej dla cywilizacji europejskiej dyskutowali historycy z Polski, Litwy i Niemiec w trakcie debaty zorganizowanej przez Instytut Pamięci Narodowej i Kancelarię Prezydenta RP przy udziale Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. Dyskusja pod hasłem „Bitwa Warszawska – wojna o wolność Europy" była czternastym spotkaniem z cyklu debat belwederskich, które zapoczątkowano z okazji obchodów stulecia niepodległości Polski.




Robert Supeł, dyrektor Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku

To dla nas ogromny zaszczyt, że jako muzeum możemy gościć w naszych progach debatę, która normalnie odbywa się w duecie Kancelarii Prezydenta oraz Instytutu Pamięci Narodowej. Pierwotnie dzisiejsza debata miała się odbyć w marcu, ale stan epidemii nie pozwolił nam na jej zorganizowanie. Cieszymy się jednak, że jest to możliwe teraz, choć w nieco innym składzie. Wśród panelistów tamtej debaty miał się bowiem znaleźć prof. Janusz Cisek, który brał udział w pracach nad dokumentami z wojny polsko-bolszewickiej. Był także zaangażowany w budowanie słownika legionistów polskich, który dziś jest podstawą naszego portalu internetowego – Żołnierze Niepodległości. Dziś nie ma już z nami prof. Ciska, który odszedł bardzo przedwcześnie (zmarł 28 lutego – red.).




Prof. Andrzej Waśko, doradca prezydenta RP

Od 2016 r. w Belwederze odbyło się już kilkanaście debat historycznych z okazji stulecia niepodległości Polski. Były to debaty, które w różnych aspektach analizowały całą epopeję odzyskania niepodległości przez Polskę w latach I wojny światowej aż po rok 1920, którego stulecie teraz obchodzimy. Dzisiejsza debata kończy pewien cykl, ale równocześnie pokazuje nam, że mamy do wykonania nową pracę. Jest to walka o to, żeby kultura polska i Polska przyszłości były budowane w oparciu o prawdziwą świadomość historyczną.



Dr Jarosław Szarek, prezes IPN

Tytuł dzisiejszej debaty nasuwa jednocześnie pytanie o to, czy Europa w 1920 r. o tę wolność walczyła obok nas. W Europie nie było w tamtym czasie manifestacji, nie krzyczano: „ręce precz od Warszawy!". Raczej robiono wszystko, aby zwyciężyła ta druga strona. Jakże byliśmy w tym czasie osamotnieni, a nierzadko upokorzeni. Choć nie zabrakło też tych, którzy w tym trudnym czasie byli z nami – i o nich musimy pamiętać – bo wiedzieli, że strzały do Polaków to są również strzały w serce europejskiej wolności i cywilizacji.



Prof. Włodzimierz Suleja, moderator

Nie ulega wątpliwości, że w lipcu 1920 r. właściwie w całej Europie spodziewano się pozytywnego finału dla bolszewików – pobicia Polski, upadku Warszawy i dalszych kroków. To, co działo się w Spa, to była próba znalezienia modus vivendi, tymczasowego kompromisu i być może zatrzymania tego toczącego się od północy bolszewickiego walca, ale miało się to odbyć kosztem polskich interesów.

Jest kilka kwestii, o których warto wspomnieć. Dlaczego kontrofensywa na Ukrainie nie udała się Polsce? Stamtąd przyszła ofensywa na czele z Siemionem Budionnym, kiedy na północy toczyły się walki. Jak reagowały na to kraje bałtyckie? Jak zachowywały się Niemcy? Czy rzeczywiście czekały na Armię Czerwoną i czy realne były kroki, które zmierzały do odtworzenia sytuacji sprzed roku 1914, czyli ponownego podziału ziem polskich pomiędzy Rosję i Niemcy? Ten kontekst lipca 1920 r. był fatalny i miał też przełożenie na coś, co Piłsudski w 1920 r. nazwał frontem wewnętrznym. W opinii publicznej pojawiły się pytania o to, kto w tym niezwykle trudnym momencie powinien państwem kierować.

Wojna, której najznamienitszy epizod stanowiła Bitwa Warszawska, była rzeczywiście wojną o wolność Europy. Pozostaje tylko pytanie, czy wtedy, w 1920 r., miano świadomość tej stawki. Czy zdawano sobie sprawę zarówno w Polsce, Rosji, wśród bliskich i dalszych sąsiadów, o co toczy się gra? Co się wydarzy, jeśli rzeczywiście bolszewicy wygrają? Czy zdawano sobie sprawę z tej wojny cywilizacji, jaka miała mieć miejsce nad Wisłą?

To była wojna o byt Polski i warto przywołać tutaj kwestię armii ochotniczej: 100 tys. młodych ludzi, którzy mieli przeświadczenie, że trzeba walczyć. Ta determinacja przełożyła się potem np. na kontratak pod Ossowem i była istotnie czymś, co z racjonalnego punktu widzenia jest niewytłumaczalne, czymś, co umyka chłodnej analizie, a przecież w tym obszarze starcia cywilizacji również się mieści.

Prof. Janusz Odziemkowski: Wyścig piechura z kopytami

Na Ukrainie był bardzo rozległy front słabo obsadzony wojskiem. Jednostki rozlokowano tylko w większych miastach i na węzłach komunikacyjnych, natomiast z tyłu stały odwody, które miały zdążać na to miejsce, gdzie przeciwnik zagrozi przełamaniem frontu. Mieliśmy tam bitne, bardzo dobre oddziały piechoty. Wojsko było niesione duchem zwycięskiej ofensywy, mieliśmy wyposażenie i zapasy na prowadzenie walki. Brakowało nam natomiast szybkich jednostek. Mieliśmy zaledwie jedną dywizję kawalerii. Przeciwnik wystawił armię konną Budionnego, użytą bardzo nowatorsko, która odgrywała mniej więcej taką rolę jak jednostki zmotoryzowane i pancerne w II wojnie światowej. To znaczy szukała luzu na froncie, słabszej obsady, tam się przebijała i działała na tyłach nieprzyjaciela.

Dwa razy udało się zatrzymać armię konną, a za trzecim razem Budionny przełamał linię frontu – trochę na skutek błędów polskiego dowództwa, ale przede wszystkim na skutek tego, że piechota nie może bez końca nadążać za kawalerią. Przełomowa dla tych kilku tygodni walk była myśl, która zaświtała wreszcie polskiemu dowództwu, że trzeba bolszewickiej armii konnej przeciwstawić wielkie zgrupowanie kawalerii polskiej.

To, co dała nam zwycięska wojna z bolszewikami, to rzecz zupełnie bezcenna, czyli 20 lat niepodległości. Gdyby nie było II Rzeczypospolitej i jej dorobku, do czego mielibyśmy się odwoływać? Nie byłoby tego nowego pokolenia wykształconego i wychowanego w II RP, które wzięło na siebie ciężar początków Polski Ludowej, i tego, że nie stoczyliśmy się w nurt głębokiej stalinizacji, tylko ocaliliśmy kolejne pokolenie, które stworzyło Solidarność.

Nasze zwycięstwo przyczyniło się także do tego, że dziś istnieją Litwa, Łotwa, Estonia. Te narody mogłyby zniknąć, gdyby Stalin położył na nich rękę w 1920 r. Cóż to dla niego znaczyło trzy, cztery miliony Litwinów, których można rozproszyć, zrusyfikować, zlikwidować. Podobna liczba Łotyszy czy Estończyków nic nie znaczyła. Z 30 milionami Polaków też pewnie by sobie poradził.

Prof. Grzegorz Nowik: Zapomniana konferencja w Bulduri

Michaił Tuchaczewski, aby odciążyć Ukrainę, rozpoczął tzw. pierwszą ofensywę, która zaledwie o trzy dni wyprzedziła planowaną przez Józefa Piłsudskiego akcję przedarcia się do linii Dniepru. Wyruszyła 14 maja, została właściwie po dwóch–trzech tygodniach powstrzymana i Rosjanie zostali odrzuceni na pozycje wyjściowe nad Dźwinę, Autę i Berezynę. Spodziewaliśmy się, że po ogromnych stratach, które wtedy ponieśli – rzędu kilkudziesięciu tysięcy ludzi – nie będą w stanie przez miesiąc czy dwa podjąć żądnej kontrofensywy. Polski sztab szacował, że Rosjanie podejmą następne działania zaczepne mniej więcej w drugiej połowie lipca. Tymczasem Tuchaczewski ze wsparciem Trockiego podjął nadzwyczajne środki nacisku na żołnierzy, w tym te słynne oddziały zaporowe, które rozstrzeliwały dezerterów i szły za pierwszymi liniami z karabinami maszynowymi.

Dla polskiego dowództwa to było zaskoczenie. Rosyjska kontrofensywa na decydującym kierunku miała dwu-, trzy-, a w niektórych miejscach nawet czterokrotną przewagę. Bolszewicka lawina działała po prostu swoją masą. Z czasem jej siła się wyczerpała. Pod Warszawę docierały nędzne resztki tych dywizji, które ruszyły znad Auty, Berezyny i Dźwiny. Wycieńczone, bez możliwości ewakuacji rannych, uzupełnień. Rosjanie zdobywali twierdzę w Łomży z szablami w ręku, ponieważ nie mieli już amunicji. Łomża broniła się przez sześć dni, w przeciwieństwie do Brześcia, który utrzymał swoje pozycje tylko przez jeden dzień.

Równolegle z konferencją pokojową w Rydze toczyła się niedaleko druga konferencja, o której mało kto wie i niewielu historyków się nią zajmuje. Mówię o konferencji w Bulduri, gdzie toczyły się obrady między wszystkimi sąsiadami Rosji w celu zawarcia wspólnego sojuszu państw, które oderwały się od Rosji. W konferencji uczestniczą Finowie, Estończycy, Łotysze, są również Litwini, Polacy i Ukraińcy. Konferencja rozbiła się z powodu sprzeciwu Litwy na skutek buntu gen. Lucjana Żeligowskiego. Niemniej jednak wszyscy jej uczestnicy doskonale zdawali sobie sprawę, że jeżeli padłaby Warszawa, to następne byłyby Helsinki czy Ryga, a wszystkie państwa graniczące z bolszewikami przestałyby istnieć. To była realna perspektywa. Dokładnie zdawali sobie z tego sprawę również Węgrzy, nie zdawała sobie Rumunia. Czeski prezydent Tomáš Masaryk był gotowy oddać Ruś Zakarpacką, jak tylko bolszewicy zdobędą Lwów. W Niemczech były dwie alternatywne drogi: albo pójść z ententą przeciwko bolszewikom, albo z bolszewikami przeciwko entencie. W każdym wypadku z żądaniem rewizji traktatu wersalskiego, za co koszty poniosłaby Polska.

Wolfgang Templin: Szansa dla Republiki Weimarskiej

Niemiecka strona w całym tym konflikcie odegrała bardzo negatywną rolę. To prawda, że kontyngenty Reichswehry czekały, ale nie na to, żeby walczyć z bolszewikami, jeśli nie uda się ich pokonać Polakom. Czekały na to, żeby podzielić się z bolszewikami dopiero co odrodzoną, suwerenną Rzecząpospolitą.

Na przełomie listopada i grudnia 1918 r. pierwsza bolszewicka delegacja była już w Berlinie. Karol Radek oraz kilku innych komunistów niemieckich, radzieckich i polskich próbowało zwiększyć swoje wpływy w Niemczech. On miał niezwykle rozległe kontakty z całą niemiecką elitą – od liberałów po konserwatystów. Wszyscy oni mieli jeden cel: Polska, która powstała w 1918 r., nie może istnieć. Strona niemiecka chciała stworzyć nowy porządek antywersalski. Najlepszym sojusznikiem do wykonania takiego założenia byli wówczas bolszewicy.

Polacy wiedzieli, jaka jest natura bolszewizmu. W Niemczech też byli ludzie, którzy to szybko dostrzegli, ale były to indywidualne przypadki. Prezydent Friedrich Ebert jako demokrata wiedział, jaka jest to groźba. Polskie zwycięstwo dało Republice Weimarskiej ogromną szansę. Mieliśmy wówczas nadal demokrację, choć niestabilną. Mieliśmy siły kompromisu, ale także polityczne ekstremy. Ta wielka niemiecka szansa z lat 20. polegała na połączeniu sił republikańskich i demokratycznych. Niestety, nie skorzystaliśmy z niej.



Prof. Alvydas Nikžentaitis: Najstraszniejszy scenariusz dla Litwy

Dziś dla większości Litwinów jest jasne, że to była walka także o wolność Litwy. Ale jeżeli wrócimy do nastrojów, które towarzyszyły litewskim elitom politycznym w latach 1918–1920, to możemy powiedzieć, że patrzyły one na Polskę jak na wroga numer jeden. Wszędzie szukano sprzymierzeńców, bo najstraszniejszym scenariuszem dla Litwy miało być wznowienie unii polsko-litewskiej. Była też druga sprawa, która być może nieco wyjaśni, dlaczego Litwini nie byli po stronie Polski. W przededniu Bitwy Warszawskiej w lipcu 1920 r. Litwa zawarła układ z bolszewicką Rosją. Litwini chcieli zyskać uznanie Rosji, że Wilno będzie litewskie. W traktacie z bolszewicką Rosją były też tajne protokoły, na podstawie których Litwa przepuszczała wojsko bolszewickie do Polski. Nie wiedziano natomiast o innych istniejących już wtedy planach Rosji bolszewickiej, w których nie było miejsca dla Litwy.

W tym samym czasie, kiedy podpisywano umowę litewsko-bolszewicką, na Litwę przybyło 600 tys. żołnierzy z Rosji, których podzielono na kilkunastoosobowe grupy dywersyjne rozlokowane w różnych miasteczkach. Plan był bardzo prosty: przedstawić zwycięstwo pod Warszawą jako początek rewolucji i „poprosić" Armię Czerwoną, która była już na miejscu, o pomoc w jej prowadzeniu. Plany te wyszły na jaw na przełomie lat 1922 i 1923. Wtedy jeszcze nie mówiono o tym głośno, bo mieliśmy problem z Żeligowskim i Wilnem. Dlatego po raz pierwszy publicznie o tym, że Cud nad Wisłą uratował Litwę, powiedziano w 1934 r. w Kownie. Bitwa Warszawska do dzisiaj odgrywa bardzo istotną rolę w spojrzeniu Litwinów na Józefa Piłsudskiego. Jego zwycięstwo jest jednym z najważniejszych powodów, dla których nie jest już postacią jednoznacznie negatywną.

A czy możemy nazywać bitwę pod Warszawą wojną o wolność Europy? Jeśli przyjrzymy się temu, jak reagowały na to inne kraje sto lat temu, to takie określenie byłoby co najmniej dziwne. Nikt nie zrozumiał wtedy, czym jest bolszewizm, czym różni się od cywilizacji europejskiej. Od tego momentu mamy już przeszło cztery pokolenia. Mamy też inne, dodatkowe i bolesne doświadczenia. Polacy mają w pamięci Katyń, powstanie warszawskie, wszyscy mamy za sobą doświadczenia czasów komunizmu. I kiedy my teraz mówimy o Bitwie Warszawskiej, to nie możemy użyć innych określeń jak bitwa o naszą i waszą wolność, bitwa o cywilizację europejską.

Prof. Marek Kornat: Największa klęska polskiej dyplomacji

Latem 1920 r. stanęliśmy w obliczu alternatywy w przypadku przegranej Polski. Czekałby nas albo nowy rozbiór, albo marsz Sowietów dalej na Zachód. Układ w Spa, podpisany 16 lipca, obiecywał realną pomoc militarną oczywiście za zgodę na linię Curzona, którą podpisał premier Władysław Grabski. Jednak te zobowiązania zaciągnięte przez rządy alianckie nie zostały dochowane. Powstaje więc pytanie o realną motywację rządów w Londynie i Paryżu. Oczywiście nie chcę się rozwodzić nad skutecznością sowieckiej ofensywy propagandowej na Zachodzie, o znaczących wpływach w kołach liberalnych i lewicowych, jakie miała strona sowiecka, ale trzeba pamiętać o funkcjonowaniu swoistego kanonu myślenia o Rosji w umysłach zachodnich elit politycznych. Chodziło o to, aby nie dopuścić do dalszej dezintegracji terytorialnej Rosji – tak aby kiedyś mogła powrócić tam biała, narodowa Rosja uwolniona od komunizmu. Zwłaszcza we Francji ten motyw myślenia był niezwykle silny.

Poza tym świadomość upadku Polski była wtedy dosyć wyraźna. Francuski premier powiedział nawet, że w Polsce panuje taki chaos, że nie wiadomo, czy Polska jeszcze istnieje. Wielka Brytania godziła się nawet na takie warunki stawiane przez bolszewików, aby armię polską zredukować do 50 tys. żołnierzy, a broń oddać w ręce chłopów i robotników, to było wydanie Polski de facto na sowietyzację. To jest wymowne. Konferencja w Spa była prefiguracją Jałty. To była największa klęska polskiej dyplomacji, choć nie działo się to z naszej winy, bo co innego mogliśmy zrobić...



Prof. Krzysztof Kawalec: Cud zaciągu ochotniczego

Rzeczpospolita okresu wojny polsko-bolszewickiej była krajem pluralistycznym. Rywalizowały ze sobą partie o rozmaitych programach, forsując swój punkt widzenia, dopóki nie przypomniało o sobie narastające zagrożenie zewnętrzne. Po zdobyciu przez wojska polskie Kijowa tym, co się z wielką siłą uzewnętrzniło, był wielki entuzjazm, który objął praktycznie całe polityczne spektrum.

Kiedy jednak nastąpił odwrót polskich wojsk, skończył się też entuzjazm i nasiliły się pytania o to, co należy zrobić z bolszewikami. Kluczem do zrozumienia sytuacji polskiego społeczeństwa są dwa elementy. Pierwszy był taki, że dla ludzi wojna nie zaczęła się wiosną 1919 r., tylko w gruncie rzeczy był to dalszy ciąg zmagań, które rozpoczęły się latem 1914 r. i które przyniosły ze sobą drastyczne obniżenie poziomu życia, obawy o najbliższych. Drugi istotny element to głód. Otóż głód sprzyja radykalizacji nastrojów. Trudno jest wyobrazić sobie, jak mogłoby funkcjonować polskie społeczeństwo i państwo, gdyby nie dostawy żywności amerykańskiej w 1919 r. Jeżeli oglądają państwo filmy dokumentalne z tamtego czasu, to proszę zwrócić uwagę na scenę w punkcie rekrutacyjnym, kiedy młodzi mężczyźni zgłaszają się do wojska. Kiedy się widzi tych przeraźliwie chudych ludzi, to można się dziwić, że komisje wojskowe wszystkich nie zdyskwalifikowały, bo podstawy medyczne do tego na pewno były. Zatem to, co nastąpiło po apelu Rady Obrony Państwa o zaciąg ochotniczy, czyli że w ciągu nieco ponad dwóch miesięcy zgłosiło się ok. 100 tys. ochotników, młodych ludzi, jawi się jako swego rodzaju cud.

Sądzę, że konsekwencje ewentualnej klęski w roku 1920 przekraczają możliwości naszej wyobraźni. To byłaby klęska cywilizacyjna i nieodwracalne przekreślenie historycznej ciągłości. To, że Polska się obroniła, zawdzięcza sile swojego poczucia narodowego. Niewątpliwie cechą pozytywną naszego życia publicznego wówczas i czymś, co charakteryzowało naszą klasę polityczną, była umiejętność dostrzegania ponad sporami, nieraz bardzo zażartymi, wspólnego dobra, jakim był interes narodu i państwa. I to potrafiono robić. Sens tej dziejowej próby sprowadzał się do tego, żeby można było w Polsce swobodnie dyskutować, zachować wolne instytucje i możliwości prowadzenia takiej debaty, w której ludzie mogliby się różnić. 

— Debatę spisała i opracowała Katarzyna Płachta

O znaczeniu wojny polsko-bolszewickiej dla cywilizacji europejskiej dyskutowali historycy z Polski, Litwy i Niemiec w trakcie debaty zorganizowanej przez Instytut Pamięci Narodowej i Kancelarię Prezydenta RP przy udziale Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. Dyskusja pod hasłem „Bitwa Warszawska – wojna o wolność Europy" była czternastym spotkaniem z cyklu debat belwederskich, które zapoczątkowano z okazji obchodów stulecia niepodległości Polski.

Robert Supeł, dyrektor Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Co łączy składkę zdrowotną z wyborami w USA
Plus Minus
Politolog o wyborach prezydenckich: Kandydat PO będzie musiał wtargnąć na pole PiS
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta