Po godzinie 8 Państwowa Komisja Wyborcza podała cząstkowe dane po zliczeniu 99,97 proc. głosów. Andrzej Duda zdobył 51,21 proc. głosów i zapewnił sobie reelekcję.
Wynik wyborów skomentował Szymon Hołownia, który w pierwszej turze uzyskał poparcie ponad 13 proc. wyborców. Przed drugą turą zapowiedział, że swój głos odda na Rafała Trzaskowskiego, ale nie namawiał do tego swojego elektoratu.
"Co się tak naprawdę wczoraj stało? Jasne: emocje, wiara, czynią cuda. Ale nie są w stanie zmienić zasad matematyki. Przecież jeśli do równania wstawiasz od lat te same dane, nie możesz otrzymać nowego wyniku. Polski nie da się pogłębić i poszerzyć, poprzez jeszcze większą mobilizację elektoratów PiS i PO. W tej kampanii po obu stronach doszła już do ściany. I co? I nic. Przeciąganie liny o pół procenta, o procent, w nadziei, że druga strona wymięknie, że padnie - nie zbuduje „święta demokracji”. Bo co to za święto, gdy połowa rodziny ma doła, a drugie pół - nie do końca zdrową satysfakcję z doła tamtych?" - pytał Hołownia.
"Dziś ze strony co bardziej zapalczywych medialnych ministrantów PO zaczynają sypać się oskarżenia: "Gdyby tylko Hołownia mocniej poparł Trzaskowskiego!". Po pierwsze: prawie 90 proc. moich wyborców (ponad 2 mln osób), jak się okazuje, zagłosowało właśnie na niego (procentowo więcej, niż u któregokolwiek z kontrkandydatów, włączając Kosiniaka i Biedronia)" - kontynuuje.
"Po drugie - choć Rafał Trzaskowski nie był moim kandydatem - mając świadomość stawki tych wyborów, otworzyłem mu przed drugą turą wszystkie drzwi, bez traktowania moich wyborców (bo oni są wolni, i szanuję ich wszystkich), jak marionetek. Umożliwiłem mu kontakt z nimi w publicznej, merytorycznej rozmowie. Sam zapowiedziałem, jak zagłosuję (i zagłosowałem). W każdym wywiadzie apelowałem o frekwencję. W piątek udostępniłem - bo mnie autentycznie poruszył - jego spot (ten, w którym wypowiada się pani Wanda Traczyk - Stawska)" - pisze Hołownia.