Kosiniak-Kamysz, kandydat wprost z konstytucji

Władysław Kosiniak-Kamysz ma kilka przymiotów, które powinien posiadać prezydent.

Aktualizacja: 01.04.2020 23:22 Publikacja: 31.03.2020 19:41

Kosiniak-Kamysz, kandydat wprost z konstytucji

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Gdyby na obecną kampanię prezydencką popatrzył jakiś zupełnie niezaangażowany w nasze spory politolog, na przykład z USA czy Nowej Zelandii, musiałby stwierdzić, że w ustrojowy model polskiej prezydentury najlepiej wpisuje się Władysław Kosiniak-Kamysz. Ma on kilka przymiotów, które – w wypadku jego wygranej – gwarantowałyby, że polski system polityczny działałby najsprawniej.

Po pierwsze, nie należy ani do PiS, ani do PO, czyli tego duopolu, którego rywalizacja określana jest jako wojna polsko-polska. Ta zaś, jak każda wojna, rządzi się swoimi prawami. Celem walczących obozów nie jest w niej pokonanie przeciwnika, ale jego unicestwienie. Jest oczywiste, że ten wyniszczający konflikt będzie kontynuowany zarówno w przypadku zwycięstwa Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, jak i reelekcji Andrzeja Dudy. Prezydentura prezesa PSL byłaby szansą na jego zakończenie.

Po drugie, Kosiniak-Kamysz chyba naprawdę chce przeciwdziałać owej wojnie. Jego dotychczasowe słowa oraz, co jeszcze ważniejsze, realne zachowania, pokazują, że jest politykiem koncyliacyjnym, szukającym porozumienia ponad podziałami politycznymi, rozumiejącym przeciwstawne racje i potrafiącym znajdować zadowalające wszystkich rozwiązania. O ile inni raczej tylko o tym mówią, o tyle on wielokrotnie udowodnił, że to potrafi. Jest człowiekiem kompromisu – a tego właśnie oczekiwać należy od głowy państwa, która w określonych sytuacjach musi wcielić się w rolę arbitra na scenie politycznej. To wymaga zdolności do zachowania odpowiedniego dystansu od pozostałych organów podzielonej władzy i jednocześnie umiejętności rozwiązywania sporów. Nie sposób skutecznie zrealizować te zadania, nie mając zdolności do łączenia przeciwstawnych stanowisk. Wydaje się, że Kosiniak-Kamysz spośród wszystkich kandydatów najlepiej opanował tę umiejętność.

Po trzecie, z całej szóstki kandydatów jest politykiem najbardziej niezależnym. Wiemy, kto będzie dzwonił do Dudy czy Kidawy-Błońskiej z „dobrymi radami” w wypadku ich zwycięstwa. To samo dotyczy innych kandydatów. Kosiniak-Kamysz pokazał, że jest samodzielny w swoich decyzjach i niezależny w sądach. Udowodnił to nie dalej niż pół roku temu, gdy zdecydował o samodzielnym starcie PSL w wyborach parlamentarnych, a tym samym rozbiciu Koalicji Europejskiej. Podobnie odważny ruch wykonał, zapraszając na swój pokład Pawła Kukiza. To tylko dwa przykłady jego niezależności i samodzielności. Dlatego słowa Błażeja Spychalskiego o nim jako o „popychadle” Tuska były nie tylko obraźliwe, ale po prostu nieprawdziwe, by nie powiedzieć głupie.

Po czwarte, jest – obok Dudy – osobą o największym doświadczeniu politycznym. Z całym szacunkiem dla funkcji wicemarszałka Sejmu, prezydenta Słupska czy posła (o prezenterze telewizyjnym nie wspominając) pełnienie przez kilka lat funkcji ministra oraz wicepremiera daje podstawy do tego, by rozumieć mechanizmy rządzenia i zasady działania nowoczesnego państwa.

Po piąte, wreszcie, Kosiniak-Kamysz ma poglądy prawie dokładnie takie, jakie ma przeciętny Polak. Jest umiarkowanym konserwatystą – przywiązanym do Kościoła, ale rozumiejącym także tych, którzy się od niego oddalili i mają inne źródła moralności; jest prorynkowy, ale raczej w duchu chadeckiej wizji wolnego rynku niż korwinowskiego darwinizmu lub, z drugiej strony, lewicowych wizji powszechnej sprawiedliwości; jest proeuropejski, ale zatopiony po uszy w polskości i nadwiślańskiej tożsamości. Jeśli można byłoby stworzyć statystyczny model przeciętnego Polaka, to prezes PSL pasowałby do niego najbardziej.

Z tych wszystkich wymienionych powyżej powodów wynika, że sprawowanie przez niego stanowiska prezydenta najbardziej pasowałoby do konstytucyjnego wzorca zapisanego w ustawie zasadniczej i odnoszącego się do uprawnień oraz zadań głowy państwa.

Ale jest jeszcze coś więcej, co skłaniałoby politologów do myślenia o prezydenturze Kosiniaka-Kamysza z życzliwym zainteresowaniem. Jest on jedynym kandydatem, który posiada status rzeczywistego i niekwestionowanego lidera środowiska politycznego, które reprezentuje. Pozostali to tzw. kandydaci zastępczy i jeden niezależny. Podczas gdy Kaczyński, Schetyna (Kidawa-Błońska uzyskała nominację PO, gdy on jeszcze był przewodniczącym tej partii) i Czarzasty zrezygnowali z udziału w wyborach, a Korwin-Mikke poległ w wewnętrznych prawyborach, Kosiniak-Kamysz, decydując się na start w wyścigu o najwyższy urząd w państwie, pokazał, że gotów jest wziąć na siebie pełną odpowiedzialność za przewodzenie grupie, którą reprezentuje.

Obecne sondaże nie wskazują na to, by lider ludowców mógł wejść do drugiej tury, choć dokładnie te same sondaże dowodzą, że miałby w niej największe szanse – wśród kandydatów opozycji (obok Szymona Hołowni) – na pokonanie Dudy. Kampania jednak trwa, a w obliczu coraz większego wpływu lęku przed koronawirusem szanse doktora medycyny, jakim wszak jest Kosiniak-Kamysz, będą raczej rosły, a nie malały. Choć należy pamiętać, że w pierwszej turze największą rolę odgrywają identyfikacje partyjne. Stąd szanse prezesa PSL na wejście do drugiej są raczej mniejsze niż większe. Nie to jednak było przedmiotem powyższych rozważań. Celem tychże było pokazanie, że z politologicznego punktu widzenia, zwłaszcza z tzw. perspektywy systemowej, cechy osobowościowe i charakterologiczne oraz doświadczenia z dotychczasowej działalności lidera ludowców, wskazywałyby go jako osobę najbardziej pasującą do modelu prezydentury, przewidzianego i opisanego w konstytucji. To zdanie politologów. Jakie zapatrywania mają w tej materii obywatele, przekonamy się najpewniej już za półtora miesiąca.

Autorzy są profesorami UŚ

Gdyby na obecną kampanię prezydencką popatrzył jakiś zupełnie niezaangażowany w nasze spory politolog, na przykład z USA czy Nowej Zelandii, musiałby stwierdzić, że w ustrojowy model polskiej prezydentury najlepiej wpisuje się Władysław Kosiniak-Kamysz. Ma on kilka przymiotów, które – w wypadku jego wygranej – gwarantowałyby, że polski system polityczny działałby najsprawniej.

Po pierwsze, nie należy ani do PiS, ani do PO, czyli tego duopolu, którego rywalizacja określana jest jako wojna polsko-polska. Ta zaś, jak każda wojna, rządzi się swoimi prawami. Celem walczących obozów nie jest w niej pokonanie przeciwnika, ale jego unicestwienie. Jest oczywiste, że ten wyniszczający konflikt będzie kontynuowany zarówno w przypadku zwycięstwa Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, jak i reelekcji Andrzeja Dudy. Prezydentura prezesa PSL byłaby szansą na jego zakończenie.

Pozostało 85% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!