– Odnosimy się ze zrozumieniem do obaw Turcji związanych ze swoim bezpieczeństwem oraz walką z elementami terrorystycznymi. Liczymy na to jednak, że działania Turcji będą proporcjonalne do zagrożenia. Nie powinny też zakłócić procesu pokojowego uregulowania konfliktu w Syrii – to słowa rzecznika Władimira Putina bezpośrednio przed jego wtorkowym spotkaniem z prezydentem Erdoganem w Soczi.
Do zamknięcia tego wydania gazety rozmowy przywódców trwały. Z wcześniejszych doniesień z Moskwy wynika, że Rosja opowiada się za porozumieniem Ankary z Damaszkiem na wzór umowy zawartej w 1998 r. Na jej podstawie armia turecka miała prawo pościgu za terrorystami na kilka kilometrów w głąb Syrii. Chodziło o bojówki kurdyjskie związane z separatystyczną Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). Nie jest jasne, czy takie rozwiązania zadowalają przywódcę Turcji. Na pewno przychylnie ocenia rosyjską wrażliwość na bezpieczeństwo Turcji.
Czas na Niemcy
Tureckie władze nie są więc w stanie zrozumieć, dlaczego Zachód nie podziela ich zdania na temat bezpieczeństwa państwa. Niemiecki szef dyplomacji Heiko Maas wyjaśnił to niedawno, argumentując, że ofensywa turecka w Syrii jest po prostu niezgodna z prawem międzynarodowym.
Wcześniej Erdogan nazwał Maasa „politycznym dyletantem”. Fakt, że w Niemczech mieszkają ponad trzy miliony imigrantów i ich potomków z Turcji, w tym milion Kurdów, zmusił jednak Berlin do politycznej aktywności w sprawie Syrii.
Annegret Kramp-Karrenbauer, szefowa resortu obrony oraz przewodnicząca CDU, zaproponowała więc ustanowienie strefy bezpieczeństwa w północnej Syrii z udziałem państw NATO w tym Turcji, ale także i Rosji. Ma zamiar przedstawić ten plan na rozpoczynającym się w czwartek posiedzeniu państw sojuszu.