Były to niejednokrotnie bardzo krwawe historie przepełnione erotyzmem. Rodzice krzywili się, ale chyba nie byli w pełni świadomi, co właściwie oglądaliśmy z siostrą, bo wtedy nigdy nie pozwoliliby nam zbliżyć się do telewizora. Myślę, że te kreskówki miały wpływ na moje poczucie estetyki. W późniejszym czasie odkryłem horrory klasy B, takie jak serial Williama Gainesa „Opowieści z krypty" albo filmy „Armia ciemności" Sama Raimiego czy „Troll 2" Claudio Fragasso. Zawsze ciągnęło mnie w stronę filmów grozy, pełnych przemocy przerysowanej do śmieszności oraz do szukania miejsca, w którym granica dobrego smaku zostaje przekroczona, jednak dla widza jest to nadal akceptowalne.
Polecam gorąco każdy film, który wyszedł spod ręki Hayao Miyazakiego ze studia Ghibli (m.in. „Księżniczka Mononoke" i „Ruchomy zamek Hauru"). W porównaniu z zachodnią rozdmuchaną animacją Miyazaki poprzez proste artystyczne zabiegi kreuje wiarygodny, żywy, heterogeniczny świat. Animacja jest uproszczona, a ruch postaci ograny w zaledwie kilku klatkach, co pozwala się nacieszyć każdym pojedynczym malowniczym obrazem.
Dopiero w ostatnich dwóch latach zwróciłem się ku animowanym filmom poklatkowym. Urok tej techniki polega na tym, że w każdym kadrze widać niedoskonałość ludzkiej ręki. Zainteresowanym mogę polecić filmy „Anomalisa" Duke'a Johnsona oraz „Fantastyczny pan Lis" Wesa Andersona. Ten ostatni film stał się inspiracją dla moich prac.
Na festiwalu w Cannes miałem okazję zobaczyć wszystkie filmy z mojego konkursu [film Leszka Mozgi „Roadkill" był pokazywany na festiwalu w Cannes w maju 2019 – red.], dwa z nich szczególnie przykuły moją uwagę. Pierwszy to „Favoriten" w reżyserii Martina Monka. To niemiecki film o 16-letniej dziewczynie, która autostopem próbuje się dostać do ojca mieszkającego we Włoszech. Film zaczyna się od sceny, kiedy bohaterka, idąc wzdłuż ruchliwej drogi, puka w szyby samochodów, prosząc o podwiezienie. Scena przywróciła nastoletnie wspomnienia, kiedy sam podróżowałem w ten sposób. Pięknie zagrany, przezabawny film.
Drugim filmem był „Ambience" Palestyńczyka Wisama Al Jafariego. Film zajął trzecie miejsce w kategorii Cinéfondation. To historia dwóch muzyków chcących nagrać piosenkę. Nie mają studia, przemieszczają się więc z miejsca na miejsce, bez powodzenia szukając przyczółka z dala od hałasu miasta. Ich sesje ciągle zakłócane są przez skandujące tłumy i odgłosy spadających bomb. W ten sposób pokazane są realia Palestyny, gdzie wojna i cierpienia stały się uciążliwą codziennością, porównywalną dla Europejczyka z hałaśliwym sąsiadem zza ściany. Bardzo prosty w formie, przepięknie sfilmowany i poruszający film.