Przywódca Korei Północnej po raz drugi spotyka się prezydentem USA. Jakie oczekiwania ma Rosja?
Ten problem jest chyba najstarszym problemem, który zatruwa relacje międzynarodowe. Rosja graniczy z tym regionem, skoncentrowano tam ogromne siły zbrojne. Z tego powodu Rosja musi utrzymywać w tamtej części kraju znaczące siły wojskowe i flotę. Chiny z Koreą Północną wybudowały tak mocną granicę, że nie sposób jej przekroczyć. W razie wojny ponad milion północnokoreańskich uchodźców ruszy do Rosji. Na rosyjskim Dalekim Wschodzie (36 proc. terytoriom Rosji – red. ) mieszka jedynie 6 mln ludzi. Wyobraża pan sobie, jakie Rosja będzie miała wtedy problemy? Moskwa jest zainteresowana rozładowaniem napięcia. W interesie Rosji jest też denuklearyzacja Korei i poprawa relacji pomiędzy USA i południem z jednej strony i północą z drugiej.
Czy takie ocieplenie relacji z wieloletnim i najważniejszym wrogiem Korei Północnej nie zagraża reżimowi Kima?
Niech Amerykanie nie myślą, że Korea Północna padnie przed nimi na kolana. To nie ten naród i nie taki przywódca. Kim ma wyraźnie określone granice, których nigdy nie przekroczy. Niech rozmowy z Amerykanami prowadzi były szef wywiadu wojskowego Kim Yong Chol. Do końca nie wiadomo, czy przestał pełnić tę funkcję. To oznacza, że Pjongjang poważnie traktuje te spotkania i zdaje sprawę z każdego ryzyka.
Rosja ma jakikolwiek wpływ na to, co się dzisiaj odbywa na Półwyspie Koreańskim, czy jest jedynie biernym obserwatorem rozmów Kima z Trumpem?