Wyniki niedzielnych wyborów regionalnych zaskoczyły cały kraj, a najbardziej dotychczasową przewodniczącą andaluzyjskich władz autonomicznych Susanę Diaz. Pewna zwycięstwa socjalistka rozpisała przedterminowe wybory. Jednak PSOE, która rządzi nieprzerwanie w Sewilli od 36 lat, uzyskała tym razem dramatyczny wynik: 28 proc. poparcia, o 7,4 pkt proc. mniej niż w 2015 r. Ponieważ równocześnie dotkliwą porażkę poniosła populistyczna Podemos, pierwszy raz od obalenia dyktatury lewica nie będzie sprawowała władzy w Andaluzji.
Jeszcze ważniejsza jest rewolucja na prawicy. Pamięć o Franco i wojnie domowej do tej pory powodowała, że Hiszpania była wolna od skrajnej prawicy. Ale to już przeszłość. Vox, które w poprzednich wyborach odegrało marginalną rolę (0,5 proc.), teraz uzyskało 11 proc. głosów. Bez ugrupowania Santiago Abascala Conde konserwatywna Partia Ludowa (PP) i liberalna Ciudadanos nie mają większości w miejscowym parlamencie.
Ale – i to kolejne zaskoczenie – lider Ciudadanos Albert Rivera, który lansował się jako zdecydowany przeciwnik skrajnej prawicy, teraz bez wahania poparł sojusz z Vox.
– Musimy odsunąć od władzy PSOE – wezwał. Podobną deklarację złożył też Pablo Casado, lider PP.
Andaluzja to jeden z najbiedniejszych regionów kraju. Dotknięta wysokim bezrobociem prowincja jest też narażona na szybki wzrost nielegalnej imigracji z Maroka. Ale Conde nie bez racji uważa, że utworzenie z udziałem jego ugrupowania rządu regionalnego w Sewilli będzie przełomem w skali kraju.