Jak zapowiedział rząd w Oslo, zamierza on poprosić sojusznika z NATO - Stany Zjednoczone o podwojenie stacjonujących oddziałów do 700 żołnierzy - informuje Onet.pl.
W ubiegłym roku centralnie w Norwegii stacjonowało 330 piechurów amerykańskiej marynarki wojennej, których regularnie wymieniano. Spotkało się to z ostrą krytyką ze strony Rosji. Oslo domaga się, by w przyszłości żołnierze NATO stacjonowali na północy kraju w pobliżu granicy z Rosją. Chce również przedłużenia ich misji z sześciu miesięcy do pięciu lat.
Obronność zależy od NATO
- Obrona Norwegii i innych krajów zależy od wsparcia naszych partnerów w NATO – podkreślił szef resortu obrony Norwegii Frank Bakke-Jensen. Jak na razie rosyjska ambasada w Oslo nie komentuje tej wypowiedzi.
Norwegia jest członkiem NATO od 1949 roku. Aby uspokoić Moskwę, Skandynawowie obiecali, że nie wpuszczą obcych oddziałów do kraju, jeśli nie zostanie on zaatakowany. W opinii norweskiego rządu obecny rotacyjny system stacjonowania wojsk NATO nie narusza jednak tego zobowiązania.
Poczucie zagrożenia
W ubiegłym tygodniu inni członkowie Sojuszu - Bułgaria, Węgry i Polska - zwróciły się z prośbą, by wkrótce poruszyć kwestię zwiększenia obecności NATO w tych regionach. Od wybuchu konfliktu na Ukrainie i aneksji Krymu wiele krajów sąsiadujących z Rosją czuje się zagrożonymi. NATO nastawia się na zwiększenie pomocy wojskowej.
Rosja ustosunkowała się krytycznie do planów Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jak doniosła agencja informacyjna Interfax, zdaniem wiceszefa rosyjskiej dyplomacji Aleksandra Gruszki plany te zagrażają bezpieczeństwu całego kontynentu. A Rosja, by zapewnić własne bezpieczeństwo, zamierza uwzględnić działania NATO w swoich planach wojskowych i zastosować środki zaradcze.