Prezes Polskiej Akademii Nauk: Epidemia Covid-19 nie będzie ostatnią

Budowanie strategii walki z epidemią na niewiarygodnych parametrach skazane jest na porażkę – mówi prof. Jerzy Duszyński, prezes Polskiej Akademii Nauk, przewodniczący zespołu doradczego PAN ds. Covid-19

Aktualizacja: 14.02.2022 10:39 Publikacja: 13.02.2022 19:40

Prezes PAN prof. dr hab. Jerzy Duszyński

Prezes PAN prof. dr hab. Jerzy Duszyński

Foto: PAP/Leszek Szymański

Czy rzeczywiście mamy początek końca pandemii, jak ogłosił w środę minister Niedzielski?

Wahałbym się bardzo z ogłoszeniem tego typu komunikatu. Obserwujemy obecnie tendencję spadkową, jeśli chodzi o liczbę wykrywanych infekcji czy hospitalizacji. Miejmy nadzieję, że utrzyma się ona. Jednak w każdej chwili sytuacja epidemiczna może się zmienić wraz z pojawianiem się na przykład nowego wariantu wirusa lub napłynięciem dużej fali migracji.

A czy do wzrostu liczby zachorowań może przyczynić się wcześniejszy powrót uczniów do szkół?

W naszym kraju monitorujemy epidemię Covid-19 bardzo nieprecyzyjnie. Jedynym twardym parametrem jest zapełnianie się oddziałów intensywnej terapii, oddziałów covidowych i łóżek z respiratorami. Inne parametry, w tym liczba wykrywanych nowych zakażeń wirusem SARS-CoV-2, są mniej wiarygodne. Budowanie strategii walki z epidemią na niewiarygodnych parametrach skazane było i jest na porażkę. Ciągle trzeba było wycofywać się z oficjalnych zaleceń epidemicznych. W związku z tym w społeczeństwie rosło poczucie, że walczymy po omacku. Na dodatek sytuacja była bardzo zmienna – pojawiały się nowe odmiany wirusa czy też nowe narzędzia do walki z epidemią, np. szczepionki. Brakowało nam konsekwencji w działaniu decydentów, a niedawne ich zalecenia epidemiczne okazywały się nieadekwatne do szybko zmieniającej się sytuacji epidemicznej czy wręcz błędne. Nawet obecnie na podstawie dostępnych krajowych danych trudno jest zadecydować, co w danej chwili powinno się zrobić – zwalniać z obostrzeń czy zaostrzać je, przechodzić na naukę zdalną czy też nie. Mamy też coraz to większą świadomość, że koszty epidemii, nie tylko zdrowotne, ale również społeczne i ekonomiczne są olbrzymie. Te wszystkie koszty trzeba ważyć, a decyzje wypośrodkowywać. Wracając do kwestii szkolnych, wiemy, że wśród dzieci, które uczyły się zdalnie, zwiększyła się liczba zaburzeń psychicznych, że spadł ich poziom edukacji. Dlatego ze zrozumieniem przyjąłem decyzję, żeby dzieci wcześniej o tydzień wróciły do szkół. Rozumiem motywy stojące za tą decyzją.

Czytaj więcej

Od dzisiaj tysiące osób zwolnione z kwarantanny. Oto nowe zasady

Zespół ds. Covid-19 postulował masowe testowanie w szkołach – personelu i uczniów. Wygląda na to, że w tej kwestii nic się nie zmieni i nie będzie takiego testowania.

Ubolewam nad tym. Tym bardziej że są dostępne tanie i mało inwazyjne metody, które pozwalają testować jednocześnie wiele osób. Może to zabrzmieć jak autoreklama, bo opracował je instytut PAN. Wygląda to następująco, pobiera się ślinę uczniów, po prostu plują oni do probówek. Następnie zlewa się części śliny z kilkunastu probówek do jednej zbiorczej i jej zawartość poddaje się analizie. Jeżeli wynik jest negatywny, wiadomo, że żaden z uczniów, których ślina złożyła się na zawartość tej zbiorczej próbki nie jest zakażony. Jeśli wynik jest pozytywny, bada się próbki pobrane od poszczególnych osób z danej grupy. Naplucie do próbówki nie jest inwazyjnym badaniem i jako takie nie powinno budzić więc sprzeciwu ani uczniów, ani rodziców. Przebadanie takiej próbki kosztuje kilkadziesiąt złotych, a testujemy kilkanaście osób na raz, więc koszt testu dla jednej osoby to kilka złotych. W instytucie PAN, który opracował tę metodę testowania, dobrze ona funkcjonuje i ogranicza rozprzestrzenianie wirusa w nim.

Ogólnie w Polsce testujemy tylko te osoby, które podejrzewamy, że mogą być chore. A przecież zdecydowana większość zakażeń to zakażenia osób, które albo wcale nie odczuwają objawów albo mają objawy lekkie, przeziębieniowe. Te osoby zdecydują się na test tylko przy wielkiej trosce o swoje zdrowie lub dużym poczuciu odpowiedzialności o zdrowie otoczenia. Wiarygodny obraz epidemii mogłoby dać badanie reprezentatywnej, losowo wybranej grupy. Chodzi o stały monitoring epidemii w kraju, w jego regionach oraz w pewnych środowiskach społecznych lub pracowniczych . Podobne badania przeprowadza się w przypadku testów preferencji politycznych. Dzięki takiemu podejściu moglibyśmy stwierdzić, jaki jest wiarygodny obraz epidemii z małym marginesem błędu. Tym mniejszym, im większa byłaby owa losowa próbka.

Bez tego zgadujemy, na jakim etapie rozwoju epidemii jesteśmy. Decyzje są podejmowane z uwzględnieniem ważenia konsekwencji zdrowotnych i ekonomicznych czy społecznych, trochę po omacku.

Skoro zgadujemy, to na jakim etapie pandemii jesteśmy? Znoszenie obostrzeń, przede wszystkim zniesienie ostatnim rozporządzeniem ministra zdrowia kwarantanny z kontaktu, to dobry pomysł?

To, co jest moim największym zastrzeżeniem w tej sprawie, to brak prawidłowej polityki informacyjnej. Nagle przymierzamy się do zniesienia noszenia maseczek, czyli działania prewencyjnego, które powszechnie jest uznane za podstawową metodę ograniczająca rozprzestrzenianie się pandemii. Przecież wcześniej trzeba społeczeństwu wytłumaczyć, dlaczego chce się podjąć taką decyzję i że możliwe będzie przywrócenie nakazu. A obecna polityka informacyjna sprawia, że ludzie odnoszą wrażenie, że wszystko jest umowne. Rząd wyjmuje różne pomysły na walkę z pandemią jak króliki z kapelusza. Tak być nie może. Co będzie, jeżeli pojawi się nowy wariant? Jak wtedy rząd przekona społeczeństwo do noszenia maseczek? Wiele osób w naszym kraju podczas epidemii Covid-19 przyjęło postawę biernego przeczekania. Koszty tego są olbrzymie. Przecież zmarło około 190 tys. ludzi. W dużej części te śmierci były do uniknięcia, jeżeli byśmy przestrzegali podstawowych zaleceń epidemicznych, gdybyśmy karnie nosili maseczki, utrzymywali stosowny dystans , szczepili się. W tej chwili rząd otrąbia koniec epidemii. Nie po raz pierwszy zresztą. A ci wszyscy, którzy „przeczekiwali" epidemię, nie szczepiąc się, mówią – no proszę, udało się. Zapominając, że tysiącom osobom się nie udało.

To dramat. Ktoś musi być rzecznikiem osób zmarłych. Ja boleśnie o nich pamiętam. Społeczeństwo polskie nad tym przechodzi szokująco obojętnie. Źle to o nas świadczy.

Panie profesorze, prosiłabym jednak o ocenę zniesienia kwarantanny po kontakcie z osobą zakażoną.

Ocena nie jest łatwa. Omikron, choć szybko się rozprzestrzenia, nie jest tak groźny zdrowotnie jak poprzedni wariant Delta. Wszyscy spodziewaliśmy się, że skoro zainfekuje bardzo dużą liczbę osób, jednocześnie nawet około miliona, to szpitale się mimo jego względnej łagodności zapełnią. Jednak widzimy, że się nie zapełniają tak jak przewidywano. Tym niemniej w danej chwili bardzo dużo osób jest zakażonych i odsuniętych od życia społecznego. Różne grupy zawodowe mają olbrzymie absencje. W momencie, kiedy to dotyczy lekarzy, nauczycieli, listonoszy czy kierowców transportu publicznego, zaczyna być to dolegliwe dla życia społeczeństwa. Mamy więc znów do czynienia z ważeniem zysków i strat. Stratą jest to, że choroba będzie się jednak szybciej rozprzestrzeniała, choć niedokładnie wiemy jak szybciej. Zaletą jest zaś to, że służby publiczne będą działały.

Czytaj więcej

Niedzielski mówi o "początku końca pandemii". Prof. Flisiak: Kwarantanna nie ma sensu

A nie sądzi pan, że rząd działa na zasadzie – znieśmy restrykcje, zobaczymy co się stanie?

Myślę, że trochę tak jest. Na początku na całym świecie tak działano. Teraz minęły dwa lata od wybuchu pandemii i mamy znaczące doświadczenie w jej zwalczaniu. Teoretycznie można postępować podobnie jak w innych krajach, takich które lepiej testują swoje społeczeństwa. Bo przecież wszyscy ludzie są biologicznie i genetycznie bardzo podobni do siebie. Ale takie podejście nie jest możliwe. W Polsce nie tylko nagminnie nie stosujemy się do podstawowych zasad prewencji, takich jak noszenie maseczek czy utrzymywania dystansu, ale też jesteśmy słabo wyszczepieni. Wśród krajów UE, jesteśmy niestety krajem o najniższym wskaźniku zaszczepienia i krajem o najwyższej liczbie odnotowanych śmierci związanych z Covid-19. Wykonujemy też stosunkowo mało testów. W rezultacie – decydenci poruszają się po omacku. Jedynym twardym parametrem określającym sytuację epidemiczną, jak już wspomniałem, jest zapełnianie się oddziałów intensywnej terapii, oddziałów covidowych i łóżek z respiratorami. Ale ten „twardy" parametr daje obraz epidemii z dwutygodniowym opóźnieniem, a sytuacja epidemiczna zmienia się bardzo dynamicznie.

Czy rząd powinien lepiej zachęcać do szczepień? Mieliśmy dwa projekty ustaw obozu rządzącego, które miały to na celu. Nie uchwalono ich. A może powinno się wprowadzić obowiązek szczepień?

Szczerze mówiąc, jestem tym przerażony. Kiedyś epidemia Covid-19 wygaśnie albo przejdzie w fazę choroby endemicznej, podobnej do grypy. Może to będzie w tym roku, może w roku następnym. Ale przecież szczepionki, które znacznie by ograniczyły śmiertelne żniwo tej epidemii, to tylko jedne z wielu szczepionek, które stosujemy w praktyce medycznej. Obawiam, że to, co stało się w przypadku Covid-19, może rzutować na postawy ludzi do szczepień w ogóle. Może pojawić się więc sytuacja, że choroby dawno zwalczone, a trapiące od wieków ludzkość, powrócą. Pojawi się polio czy odra. Przeprowadziliśmy przedziwną politykę informacyjną, w której fałszywa narracja, że szczepionki są eksperymentem medycznym, że mają przedziwne składniki, nie jest stanowczo i oficjalnie prostowana. Grupy antyszczepionkowe są przecież we wszystkich krajach. Są też w Portugalii, gdzie wyszczepiono ponad 90 proc. mieszkańców. Tam jakoś udało się przekonać obywateli, że argumenty przeciwko szczepionce są nienaukowe i fałszywe. A u nas tego nie potrafiliśmy.

Ostatnie stanowisko zespołu doradczego PAN ds. Covid-19 po części dotyczyło gospodarki. Jak niski poziom wyszczepienia społeczeństwa może wpłynąć na naszą gospodarkę i portfele Polaków?

W naszym stanowisku argumentowaliśmy, że kwestie zdrowia społeczeństwa i dobrego stanu gospodarki są ze sobą ściśle powiązane. Zdrowi obywatele sprawiają, że gospodarka dobrze się rozwija, a zdrowa gospodarka sprawia, że można dbać o zdrowie obywateli. Społeczeństwa dobrze wyszczepione wyjdą najprawdopodobniej najszybciej z epidemii i będą miały najmniej poważne jej długoterminowe konsekwencje. To one będą się dobrze rozwijać w najbliższej przyszłości. Społeczeństwa, które mają niski współczynnik wyszczepień, mogą mieć z tym problem. Możemy więc mieć i z tego powodu do czynienia z Europą dwóch prędkości rozwoju. Niestety, z naszym poziomem wyszczepienia będziemy w grupie państw wolniej rozwijających się.

Czy należałoby wprowadzić regulacje prawne, które będą sprzyjać szczepieniom? A może jest już za późno?

W walkę z pandemią powinniśmy być zaangażowani wszyscy. Wszyscy powinniśmy troszczyć się o życie, nie tylko swoje, ale też współobywateli. U nas wspólnotowość przegrywa z indywidualizmem. Bo jak inaczej traktować bezrefleksyjne przyjęcie do świadomości, że zmarło prawie 200 tys. ludzi?! Są sytuacje, w których należy mówić, co dla dobra wspólnego powinna zrobić jednostka. Jestem przekonany, że przyjęcie szczepionki jest jedną z takich powinności. Przede wszystkim należy jednak stosować prewencję. Jeżeli już wprowadzono zalecenie zakrywania ust i nosa maseczką, to należy zdecydowanie egzekwować ich poprawne noszenie. Jeżeli wprowadzamy regulacje, że w jakiejś przestrzeni zamkniętej może przebywać określona liczba osób, nie licząc zaszczepionych, wprowadźmy realną możliwość weryfikacji paszportów covidowych. Inaczej jest to działanie pozorne i demoralizujące.

Jeżeli zaś chodzi o szczepienia, ważna są przede wszystkim polityka i strategia informacyjna. Przez dwa lata w Polsce nie wykształciliśmy żadnego uznawanego powszechnie autorytetu w tej kwestii. Budowanie i promowanie takiego autorytetu, najlepiej niezależnego, jest ważnym elementem polityki informacyjnej każdego państwa, które sprawnie walczy z epidemią. W Polsce bardzo często uznani naukowcy czy wybitni medycy wypowiadający się w sprawach epidemii Covid-19 byli i są obiektami niewybrednych ataków. Wysyłane są do nich groźby nawet śmierci . Sam byłem obiektem takich ataków. W sferze informowania społeczeństwa popełniono wiele błędów. A długotrwałe skutki epidemii Covid-19 będą dla społeczeństwa, zarówno jeśli chodzi o zdrowie, jak i gospodarkę, bardzo dotkliwe. Być może w dłuższej perspektywie czasowej koszty epidemii Covid-19 będą nawet wyższe niż koszty które ponosimy w ciągu tych ostatnich dwóch lat. I pamiętajmy, że epidemia Covid-19 nie będzie ostatnią,z jaką przyjdzie się nam zmagać. Jeżeli nie poradziliśmy sobie tak jak to było przecież możliwe z jej zwalczaniem, wyciągnijmy chociaż lekcje na przyszłość. Za trzy, pięć czy dziesięć lat, oby jak najpóźniej, przydadzą się nam one.

Czy rzeczywiście mamy początek końca pandemii, jak ogłosił w środę minister Niedzielski?

Wahałbym się bardzo z ogłoszeniem tego typu komunikatu. Obserwujemy obecnie tendencję spadkową, jeśli chodzi o liczbę wykrywanych infekcji czy hospitalizacji. Miejmy nadzieję, że utrzyma się ona. Jednak w każdej chwili sytuacja epidemiczna może się zmienić wraz z pojawianiem się na przykład nowego wariantu wirusa lub napłynięciem dużej fali migracji.

Pozostało 97% artykułu
Podatki
Skarbówka zażądała 240 tys. zł podatku od odwołanej darowizny. Jest wyrok NSA
Prawo w Polsce
Jest apel do premiera Tuska o usunięcie "pomnika rządów populistycznej władzy"
Edukacja i wychowanie
Ferie zimowe 2025 później niż zazwyczaj. Oto terminy dla wszystkich województw
Praca, Emerytury i renty
Ile trzeba zarabiać, żeby na konto trafiło 5000 zł
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Prawo karne
Rząd zmniejsza liczbę więźniów. Będzie 20 tys. wakatów w celach