Minimalne wynagrodzenie do stycznia 2023 r. ma wynosić 3350 zł, a od lipca 2023 – 3500 zł – taką propozycję przedstawił ostatnio rząd w ramach trwających w Radzie Dialogu Społecznego negocjacji na ten temat. Oznacza to, że od lipca przyszłego roku płacowe minimum wzrośnie prawdopodobnie (jeśli rządowy projekt wejdzie w życie) o 490 zł, czyli ok. aż 16,5 proc. w porównaniu z 2022 r.
Główną przyczyną rekordowo wysokiej podwyżki jest szalejące inflacja (12,4 proc. kwietniu) i rosnące w równie szybkim tempie wynagrodzenia w przedsiębiorstwach (14,1 proc. w kwietniu). A że rząd PiS zawsze stara się, by dynamika płacy minimalnej przewyższała te rynkowe wskaźniki, to mamy owe ponad 16 proc.
Ważne jednak, że 3500 zł od lipca 2023 r. będzie punktem wyjścia do ustaleń minimalnego wynagrodzenia na 2024 r. Przy wciąż utrzymującej się wysokiej inflacji może ono zostać podniesione np. o 10 proc., czyli do 3850 zł. A gdyby przeszła propozycja związków zawodowych i administracyjnie ustalana najniższa płaca w 2023 r. sięgnęła 3790 zł, to w 2024 na pewno przekroczyłaby 4 tys. zł.
Tym samym w bardzie szybkim tempie zbliżamy się do realizacji obietnicy złożonej przez prezes PiS Jarosława Kaczyńskiego, czy premiera Mateusza Morawieckiego, jeszcze w 2019 r.: że w 2024 r. płaca minimalna będzie wynosić właśnie 4 tys. zł. – Rzeczywiście jesteśmy bardzo blisko, jeśli nie w 2024 r., to na pewno w 2025 r. – komentuje Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.