Od ubiegłego roku biznesmen, skazany za zlecanie podsłuchów w restauracjach, jest także podejrzanym w śledztwie dotyczącym tzw. małej afery taśmowej – prowadzi je ta sama Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, która w 2016 r. oskarżała Marka Falentę za taśmy. Teraz ciąży na nim sześć zarzutów, w tym dotyczące „bezprawnego założenia i posłużenia się urządzeniem podsłuchowym w celu uzyskania informacji, do której nie był uprawniony".
– Pięć kolejnych dotyczy ujawnienia innym osobom tychże informacji – mówi prok. Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Prokuratura nadal zajmuje się taśmami Falenty, bo dotyczą nagrań, których istnienie wyszło na jaw już po zamknięciu głównego śledztwa. Stało się to za sprawą prawicowych mediów, które opublikowały kolejne, wcześniej nieznane nagrania z restauracji Sowa & Przyjaciele. Dlatego podejrzanym jest też jeden z detektywów, który – według prokuratury – miał przekazać taśmy tym mediom. W tym m.in. rozmowę biznesmena Jana Kulczyka z Radosławem Sikorskim oraz z prezesem NIK Krzysztofem Kwiatkowskim.
Zdaniem śledczych – tak jak w głównej sprawie, za którą Falenta usłyszał wyrok 2,5 roku bezwzględnego więzienia – także tu Falenta miał nagrywanie VIP-ów zlecić kelnerom warszawskiej restauracji (zarzut za potajemne nagrywanie rozmów ma także kelner Łukasz N.).
Prokuratura przez wiele miesięcy analizowała dokumentację medyczną biznesmena i uznała, że biegły musi ocenić poczytalność Marka Falenty. Jeśli okaże się, że w momencie popełniania przestępstw był niepoczytalny, będzie musiała umorzyć śledztwo przeciwko niemu.