Marek Migalski: Antyszczepionkowe fobie

Walcząc z pandemią, ludzie rozumni muszą przekonać mniej rozumnych do racjonalnych zachowań.

Aktualizacja: 23.12.2020 17:11 Publikacja: 22.12.2020 18:56

Antycovidowa manifestacja w Krakowie

Antycovidowa manifestacja w Krakowie

Foto: Fotorzepa/ Piotr Guzik

Około połowy Polaków nie chce przyjąć szczepionki przeciwko Covid-19. To największy procent wśród zbadanych populacji – oprócz Rosjan. Skąd bierze się u nas to śmiertelnie niebezpieczne nastawienie do rzeczy – wydawałoby się – oczywistej i ratującej życie? Przyczyny są co najmniej trzy.

Po pierwsze, to ogólnie znany i dokładnie opisany ekstremalnie niski poziom zaufania społecznego Polaków. We wszystkich dostępnych badaniach dotyczących tego wskaźnika obywatele RP plasują się na samym końcu w UE; fatalnie wypadają także na tle innych nacji. Jak ważnym elementem dobrze funkcjonującego państwa jest kapitał społeczny, którego częścią jest zaufanie, opisali ważni obserwatorzy życia politycznego – od A. de Tocqueville'a do F. Fukuyamy. Wszyscy się zgadzają, że im wyższe zaufanie społeczne, tym lepiej funkcjonuje gospodarka i sprawniej działa państwo.

Niestety, w Polsce mamy fatalną sytuację – dotyczy to zarówno zaufania wertykalnego, jak i horyzontalnego. Znaczy to tyle, że obywatele nie ufają władzy, a władza nie ufa obywatelom, oraz że nie ufamy sobie nawzajem jako ludzie. Przykłady tego można zaobserwować wszędzie – na ulicy, w urzędach, w Sejmie, w biznesie. Jesteśmy w UE społeczeństwem najmniej ufającym bliźnim (a zwłaszcza „niebliźnim", za które uważamy osoby o odmiennym kolorze skóry, orientacji seksualnej czy wyznaniu). Trudno się dziwić, że w przypadku szczepionki przejawiamy te same fobie, które mamy w odniesieniu do imigrantów, homoseksualistów, muzułmanów i wszystkiego co nowe lub nieznane.

Brak wiary

Drugą przyczyną niechęci do szczepień jest zachowanie rządu. Na zakorzenioną już i opisaną powyżej ogólną nieufność nałożyło się bowiem rozczarowanie tym, co mówiła i robiła ekipa Mateusza Morawieckiego od marca tego roku. Premier już kilka razy ogłaszał pokonanie wirusa, ale także mobilizował do wytężonej walki w nadchodzących miesiącach; zamykał stoki narciarskie, by potem je otwierać, a na końcu jednak zamknąć; meandrował w sprawie noszenia maseczek i innych obostrzeń; wreszcie sam dawał fatalny przykład nieprzestrzegania zasad. Dotyczyło to prawie każdego przedstawiciela władzy, z prezesem Kaczyńskim i prezydentem Dudą na czele.

Mówiąc krótko – obywatele nie mają podstaw do tego, by ufać tej ekipie i wierzyć jej zapewnieniom o zbawienności szczepień. Dobrze bowiem wiedzą, że za kilka tygodni może się okazać, że dokładnie ci sami politycy mogą zacząć zachęcać do czegoś zgoła odwrotnego. Tyle razy przedstawiciele rządu kłamali i kluczyli w sprawie koronawirusa, że ludzie stracili do nich jakiekolwiek zaufanie – przynajmniej w tej kwestii. Dlaczego niby mieliby wierzyć politykom, którzy zalecali wkładanie lodu w majtki, wyśmiewali noszenie maseczek czy też zamykali lasy, gdy liczba zgonów wynosiła poniżej pięciu osób dziennie?

O ile dwie powyższe przyczyny były specyficzne, bardzo polskie, o tyle ostatni powód ma charakter ogólnoludzki. Dotyczy on upadku autorytetu nauki i roli w tym procesie mediów społecznościowych. Od nastania epoki internetu obserwujemy proces „spłaszczania" wiedzy. Kiedyś miała ona charakter pionowy i hierarchiczny – o tym, co jest dobre, słuszne i prawdziwe, decydowali specjaliści, profesorowie, badacze, lekarze. Jednak w epoce „wujka Google'a" każdy może być autorytetem. Specjaliści nie są już ludziom potrzebni, bo odpowiedzi na ważne pytania znajdują na niszowych portalach, forach internetowych, u „znajomych" na FB.

Wiedzą lepiej

Nie ma takiej głupoty, która nie znalazłaby milionów wyznawców oraz licznych „naukowców", którzy chętnie zaświadczą o jej prawdziwości. Bez względu na to, czy będzie to dotyczyło „oszustwa" lądowania na Księżycu, „obecności" UFO na pustyni, „siatki demokratycznych pedofilów" w waszyngtońskiej pizzerii czy fałszowania wyborów prezydenckich. Na całym świecie aż roi się od „specjalistów" od homeopatycznego leczenia chorób, radiestezji, cudów religijnych, spiskowych teorii czy też po prostu walki z rakiem za pomocą ziół.

Proces ten nie ominął Polski – codziennie spotykamy kogoś, kto wierzy z zamach smoleński, skuteczność pielgrzymek, wszechwładzę lobby żydowskiego, zależność między szczepionkami a autyzmem. Fobia wobec podania leku, który może uratować tysiące przed śmiercią, nie jest więc niczym nowym. Odwrotnie – wpisuje się w obecną już i zadomowioną u nas logikę wiedzy „spłaszczonej".

Co ciekawe, z dostępnych mi badań wynika, że podatni na tego typu błędne heurystyki nie są „ludzie prości", bo ci raczej nadal wierzą „lekarzowi i profesorowi", ale raczej Sołżenicynowscy wykształceńcy, czyli ci, których w języku polskiej debaty znamy pod pojęciem „wykształciuchów". To posiadacze licencjatu z ekonomii lub magisterium z zarządzania i marketingu będą przeszukiwać internet, by potem – „samodzielnie i niezależnie" – dojść do wniosków, które ukażą ich jako dociekliwych i oczytanych. To raczej wykształciuch, a nie przeciętny Kowalski, zada sobie trud odnalezienia niszowej angielskojęzycznej strony WWW, na której znajdzie „potwierdzenie", że Hitler żyje w brazylijskiej dżungli, a koncerny farmaceutyczne chcą wszczepić nam czipy i w ten sposób we współpracy z rządami państw kontrolować ludzkie zachowania.

Te właśnie przyczyny skutkują tym, że około połowy naszych rodaków ryzykuje życie swoje i innych. Próbowałem zrozumieć powody ich reakcji, co jednak nie oznacza, że miałbym ochotę na akceptację tego typu postaw lub wyrozumiałość wobec nich. Ci ludzie są groźni dla siebie oraz współobywateli. Jeśli jednak rząd zdecydował, że szczepienia będą dobrowolne, to zadaniem ludzi rozumnych jest przekonanie tych mniej rozumnych do racjonalnych zachowań. Żeby skutecznie tego dokonać, musimy jednak wcześniej pojąć przyczyny ich fobii. Jeśli tego nie zrobimy, duża część z nas, nie tylko ci, którzy nie przyjmą szczepionki, będzie mogła być uhonorowana zbiorową Nagrodą Darwina, którą – jak wiadomo – przyznaje się pośmiertnie tym, którzy zginęli w sposób wyjątkowo głupi i spektakularny.

Autor jest profesorem UŚ

Około połowy Polaków nie chce przyjąć szczepionki przeciwko Covid-19. To największy procent wśród zbadanych populacji – oprócz Rosjan. Skąd bierze się u nas to śmiertelnie niebezpieczne nastawienie do rzeczy – wydawałoby się – oczywistej i ratującej życie? Przyczyny są co najmniej trzy.

Po pierwsze, to ogólnie znany i dokładnie opisany ekstremalnie niski poziom zaufania społecznego Polaków. We wszystkich dostępnych badaniach dotyczących tego wskaźnika obywatele RP plasują się na samym końcu w UE; fatalnie wypadają także na tle innych nacji. Jak ważnym elementem dobrze funkcjonującego państwa jest kapitał społeczny, którego częścią jest zaufanie, opisali ważni obserwatorzy życia politycznego – od A. de Tocqueville'a do F. Fukuyamy. Wszyscy się zgadzają, że im wyższe zaufanie społeczne, tym lepiej funkcjonuje gospodarka i sprawniej działa państwo.

Pozostało 86% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!