Andrzej Talaga: Trzeba przekonać Donalda Trumpa, że Polska nie jest kotletem

Trump ma w sobie dość politycznej odwagi, by dokonać wielkiej wolty i związać się nieformalnym sojuszem z Rosją przeciwko Chinom - pisze Andrzej Talaga.

Aktualizacja: 29.12.2016 06:10 Publikacja: 27.12.2016 18:51

Andrzej Talaga: Trzeba przekonać Donalda Trumpa, że Polska nie jest kotletem

Foto: AFP

Największym wyzwaniem geopolitycznym dla Polski w 2017 r. będzie przekonanie nowej administracji USA, że jesteśmy trwałą częścią amerykańskiego systemu bezpieczeństwa, a nie strefą zgniotu, która może być przedmiotem targu z Rosją. Od tego, czy się to uda, będzie zależeć nasze bezpieczeństwo.

Wygląda na to, że nowy prezydent USA zacznie swoje rządy od przeglądu amerykańskiej strategii, który wykaże, czy Waszyngton należycie wykorzystuje zasoby i nie traci geopolitycznej energii tam, gdzie jest to zbędne. Taki audyt jest wielce wskazany w szybko zmieniającym się świecie, może jednak oznaczać przebudowę relacji USA z niektórymi sojusznikami, w tym z Polską.

Donald Trump już przed wyborami uznał Chiny za największe geopolityczne zagrożenie dla USA i zapowiedział, że zamierza się temu przeciwstawić. Będzie więc szukał w Rosji przeciwwagi dla chińskich ambicji. Dowodów na to jest aż nadto: konsekwentne deklaracje prezydenta elekta, nominacja dla Rexa Tillersona na sekretarza stanu, a ostatnio Henry Kissingera na doradcę prezydenta ds. zagranicznych. Kissinger to fachowiec od układania się z dyktaturami, autor zwrotu USA ku komunistycznym Chinom w latach 70., by przeciwdziałać zdominowaniu Eurazji przez ZSRR.

Teraz możliwy jest taki sam zwrot, ale w odwrotnym kierunku. Realizm polityczny każe przejść do porządku dziennego nad faktem, że Rosja – podobnie jak Chiny – jest mocarstwem rewizjonistycznym, które kwestionuje ład międzynarodowy ukształtowany pod dyktando USA. Kiedy ma się naprzeciw siebie dwóch bandytów, polityczna mądrość każe sprzymierzyć się ze słabszym z nich, by pokonać silniejszego.

Tak właśnie Stany Zjednoczone zachowały się podczas drugiej wojny światowej. Tak postępował prezydent Richard Nixon, a wcześniej Theodore Roosevelt. Tradycja realizmu politycznego jest bowiem w USA równie silna, jak idealizmu, o czym warto pamiętać. Trump ma zatem do czego nawiązywać. Wobec twardych interesów zobowiązania sojusznicze czy wiarygodność USA jako gwaranta bezpieczeństwa mogą zejść na dalszy plan.

Moskwa z pewnością postawi wysoką cenę za „antychińską" woltę. Bez wątpienia będzie się domagała uznania rosyjskiej dominacji na obszarze byłego ZSRR, doda do tego rozmiękczenie amerykańskiego zaangażowania w państwach bałtyckich i Polsce – ewentualnie także w Rumunii – zawalczy też o kluczową rolę na Bałtyku oraz Morzu Czarnym.

Dziś zgoda USA na takie warunki jest nie do pomyślenia, ale Trump ma w sobie dość politycznej odwagi, by dokonać wielkiej wolty i związać się nieformalnym sojuszem z Rosją przeciwko Chinom.

Ani Polska, ani jakikolwiek inny kraj nie ma dość siły i argumentów, by uniemożliwić Trumpowi realizację podobnego planu. Gdyby zaczynał on przybierać bardziej wyraziste kształty, pozostanie nam walka o określenie, gdzie konkretnie leży na mapie granica amerykańskiej ustępliwości. Co Waszyngton może „oddać" Moskwie, a czego nie.

Twardy realizm polityczny musi uwzględniać przede wszystkim bezpieczeństwo. To podstawowy interes USA – inne są wtórne. Do zapewnienia sobie bezpieczeństwa Ameryka potrzebuje zaś stref buforowych za Atlantykiem i Pacyfikiem. To elementarz wielkiej strategii USA, a Trump nie zmieni jej ani na jotę. Pozostaje pytanie: gdzie w Europie kończy się amerykańska strefa interesów? Na nizinie pomiędzy Ukrainą a Rosją? Na Bugu? A może na Odrze? Najkorzystniejszy dla Polski byłby wariant pierwszy, drugi – do przyjęcia, trzeci byłby zapowiedzią geopolitycznej katastrofy i należy mu przeciwdziałać z całych sił.

Jak? Uwiarygodniając się jako sojusznik i wartościowa siła zbrojna poprzez radykalne zwiększenie wydatków na obronność, natychmiastowe polepszenie relacji z Niemcami – czyli stworzenie amerykańskiej strefy interesów w Europie.

Wreszcie na koniec – należy także ustabilizować sytuację polityczną w kraju. Rozdarcie wewnętrzne zawsze kusi obce mocarstwa do ingerencji. Polska nie może dopuścić do sytuacji, gdy dla Waszyngtonu stanie się kotletem, którym można poczęstować partnerów przy geopolitycznym stole.

Autor jest dyrektorem ds. strategii Warsaw Enterprise Institute, doradcą firm zbrojeniowych

Największym wyzwaniem geopolitycznym dla Polski w 2017 r. będzie przekonanie nowej administracji USA, że jesteśmy trwałą częścią amerykańskiego systemu bezpieczeństwa, a nie strefą zgniotu, która może być przedmiotem targu z Rosją. Od tego, czy się to uda, będzie zależeć nasze bezpieczeństwo.

Wygląda na to, że nowy prezydent USA zacznie swoje rządy od przeglądu amerykańskiej strategii, który wykaże, czy Waszyngton należycie wykorzystuje zasoby i nie traci geopolitycznej energii tam, gdzie jest to zbędne. Taki audyt jest wielce wskazany w szybko zmieniającym się świecie, może jednak oznaczać przebudowę relacji USA z niektórymi sojusznikami, w tym z Polską.

Pozostało 83% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!