Największym wyzwaniem geopolitycznym dla Polski w 2017 r. będzie przekonanie nowej administracji USA, że jesteśmy trwałą częścią amerykańskiego systemu bezpieczeństwa, a nie strefą zgniotu, która może być przedmiotem targu z Rosją. Od tego, czy się to uda, będzie zależeć nasze bezpieczeństwo.
Wygląda na to, że nowy prezydent USA zacznie swoje rządy od przeglądu amerykańskiej strategii, który wykaże, czy Waszyngton należycie wykorzystuje zasoby i nie traci geopolitycznej energii tam, gdzie jest to zbędne. Taki audyt jest wielce wskazany w szybko zmieniającym się świecie, może jednak oznaczać przebudowę relacji USA z niektórymi sojusznikami, w tym z Polską.
Donald Trump już przed wyborami uznał Chiny za największe geopolityczne zagrożenie dla USA i zapowiedział, że zamierza się temu przeciwstawić. Będzie więc szukał w Rosji przeciwwagi dla chińskich ambicji. Dowodów na to jest aż nadto: konsekwentne deklaracje prezydenta elekta, nominacja dla Rexa Tillersona na sekretarza stanu, a ostatnio Henry Kissingera na doradcę prezydenta ds. zagranicznych. Kissinger to fachowiec od układania się z dyktaturami, autor zwrotu USA ku komunistycznym Chinom w latach 70., by przeciwdziałać zdominowaniu Eurazji przez ZSRR.
Teraz możliwy jest taki sam zwrot, ale w odwrotnym kierunku. Realizm polityczny każe przejść do porządku dziennego nad faktem, że Rosja – podobnie jak Chiny – jest mocarstwem rewizjonistycznym, które kwestionuje ład międzynarodowy ukształtowany pod dyktando USA. Kiedy ma się naprzeciw siebie dwóch bandytów, polityczna mądrość każe sprzymierzyć się ze słabszym z nich, by pokonać silniejszego.
Tak właśnie Stany Zjednoczone zachowały się podczas drugiej wojny światowej. Tak postępował prezydent Richard Nixon, a wcześniej Theodore Roosevelt. Tradycja realizmu politycznego jest bowiem w USA równie silna, jak idealizmu, o czym warto pamiętać. Trump ma zatem do czego nawiązywać. Wobec twardych interesów zobowiązania sojusznicze czy wiarygodność USA jako gwaranta bezpieczeństwa mogą zejść na dalszy plan.