Upraszczając, w odbiorze społecznym program 500+ wygrywa w cuglach choćby z postulatami niezależności Trybunału Konstytucyjnego od władzy politycznej.
W tej sytuacji takim siłom, jak Platforma Obywatelska, Nowoczesna, KOD, chcąc nie chcąc w sukurs przychodzi Radosław Markowski. W ubiegłotygodniowej „Polityce" ukazała się rozmowa z tym politologiem. Nie po raz pierwszy można odnieść wrażenie, że chętniej wchodzi on w rolę propagandzisty środowisk opozycyjnych niż badacza próbującego obiektywnie diagnozować rzeczywistość. Niemniej we wspomnianym wywiadzie pojawia się wątek zasługujący na uwagę.
Oto znamienny fragment dotyczący przełomowych politycznie wydarzeń z roku 2015. Rozmówca „Polityki" mówi: „to nie 500+ zdecydowało o wyniku wyborów, tylko kultura prywaty. PiS zrozumiał, że dawanie na dobra publiczne – na autostrady, transport publiczny, szkoły, przedszkola, domy kultury – nie jest przez Polaków odbierane jako dawanie im. Polakom trzeba dać osobiście, do ręki, żeby odczuli, że coś realnie dostają".
Tym samym Markowski intrygująco dekonstruuje lansowaną od roku 2005 przez Jarosława Kaczyńskiego koncepcję „Polski solidarnej". Przypomnijmy, prezesowi PiS chodzi o projekt skierowany przeciwko „Polsce liberalnej", który w tym opisie oznacza wszelkie wady III RP, między innymi egoizm elit politycznych, biznesowych, medialnych korelujący z egoizmem wyborców PO.
Ze słów politologa wynika natomiast, iż takimi samymi „lemingami" jak wyborcy Platformy okazują się wyborcy PiS – tyle że swój rozpasany indywidualizm realizują nie poprzez dorabianie się w korporacjach, lecz korzystanie z takich państwowych transferów socjalnych jak 500+.