Narasta fala szalonych wyjaśnień zjawisk społecznych i politycznych. Im rzeczywistość staje się bardziej skomplikowana, tym większa jest pokusa, by znajdować proste i łatwe jej wytłumaczenia. W Polsce widzieliśmy to przy okazji szczepień przeciwko Covid-19: akcja ta spotkała się na początku z poważnym oporem społecznym. Miliony obywateli deklarowały niechęć do przyjęcia leku, argumentując, że może to być niebezpieczne dla ich zdrowia. Co bardziej zapalczywi tłumaczyli, że szczepionki mogą zawierać czipy, dzięki którym będzie można kontrolować ich zachowania oraz zmieniać ich DNA.
Koncepcje spiskowe nie od dziś towarzyszą ludzkości – miliony homo sapiens wierzy, że rządzą nami wielkie jaszczury, replikanie, masońskie loże, żydowskie lobbies, amerykański przemysł zbrojeniowo-wojenny, agenci KGB i inne „szatany". Tego typu fałszywe heurystyki pomagają (pozornie i psychicznie) odnaleźć się w niezwykle skomplikowanym świecie, gdzie nie zawsze od razu widać związki zależności i wynikania.
Rola religii
Ludzie od tysięcy lat radzili sobie, wymyślając korelacje, którymi tłumaczyli niezrozumiałe dla nich zjawiska. Jedną z tego typu metod była religia. Jej różnorakie odmiany „wyjaśniały" powstanie świata, burze, trzęsienia ziemi, powodzie; nadawały także sens życiu i śmierci; porządkowały przypadki i koleje losów poszczególnych grup ludzi.
Nie było w tym niczego złego, bowiem świat był za pomocą wczesnych narzędzi poznawczych niemożliwy do zrozumienia. Szukając jakichś sposobów przedarcia się przed rzeczywistość, chwytano się tego, co ludzki umysł podpowiadał. Na przestrzeni swej historii nasz gatunek stworzył kilka tysięcy religii, a kilka rozpowszechniło się na cały świat i do chwili obecnej wpływa na to, jak miliardy ludzi postrzegają rzeczywistość.
Wróćmy do myślenia spiskowego i fałszywych heurystyk. Przekonanie o tym, że Bill Gates chce zapanować nad światem za pomocą szczepionki, w czym pomagają mu firmy farmaceutyczne i media, nie wygląda aż tak dziwacznie na tle opowieści religijnych, w które wierzą miliardy ludzi. Czy bowiem przekonanie, że 16-letnia Żydówka urodziła Boga nie jest trudniejsze do przyjęcia niż wiara w spisek najbogatszego człowieka na świecie z firmami produkującymi leki? A jednak kilka miliardów ludzi na świecie jest „święcie" przekonanych o tym pierwszym. Dlaczego zatem dziwimy się, że część z nich daje wiarę temu drugiemu? Jeśli miliardy ludzi jest przekonanych o tym, że ich ciała na końcu świata wstaną z grobów, a na co dzień nad każdym z nich czuwa osobny anioł stróż, to czy powinno nas oburzać, że jakiś procent z nich jest przeświadczonych, iż demokraci w USA, z Hillary Clinton na czele, wykorzystują seksualnie dzieci w pewnej pizzerii w Waszyngtonie? Która z tych dwóch opowieści wydaje się bardziej nieprawdopodobna? Chyba jednak ta pierwsza. A jednak właśnie narrację o duchach, bogach pojawiających się w trzech postaciach, piekle i niebie czekających na ciała astralne po ich wyjściu z materialnych ciał chronimy prawem, które grozi trzema latami więzienia za obrazę uczuć osób w to wierzących, a kpiny zostawiamy sobie na ocenę osób przekonanych o szkodliwości technologii 5G oraz zakusach wielkich tego świata chcących zhakować nasze umysły? I dlaczego tak bardzo się wzbraniamy przed przyjęciem hipotezy, że wiara w jedną niedorzeczność może prowadzić do łatwiejszego przyjmowania innej niedorzeczności?