Jesteśmy świadkami jednej z najbardziej udanych operacji wizerunkowych, w wyniku której za trzecią falę koronawirusa zostaniemy oskarżeni my wszyscy, obywatele RP, a nie władza. Ten proces urabiania opinii publicznej został zainicjowany i przeprowadzony przez rząd przy nieświadomej współpracy liberalnych mediów.
Świadomy ruch
Gdy przed dwoma tygodniami prawie wszystkie państwa UE wprowadzały kolejne lockdowny, stany wyjątkowe, godziny policyjne oraz inne obostrzenia, polski rząd zdecydował nie tylko o powrocie części dzieci do szkół, ale także o otwarciu stoków narciarskich, hoteli, pensjonatów, galerii handlowych i innych tego typu obiektów. Gdy cała Europa zaostrzała politykę antycovidową, nasz kraj poszedł dokładnie w odwrotną stronę. Wydawałoby się, że było to przejawem całkowitego szaleństwa, jednak tkwi w nim zaskakująco skuteczna PR-owska metoda.
Gdy Polacy ruszyli do sklepów, na narty, do hoteli (szczególnie w przeddzień walentynek), media pełne były relacji z tego, jak bardzo nieodpowiedzialnie się zachowują. Szczególnie wydarzenia w Zakopanem skupiły na sobie uwagę dziennikarzy. Telewizje informacyjne przez kilka dni pastwiły się nad bawiącymi się na Krupówkach turystami, a portale internetowe oburzały się ich niefrasobliwością. Dało to pretekst ministrowi zdrowia do sugestii, że właśnie tam zaczyna się trzecia fala zakażeń.
Zatrzymajmy się na chwilę – głupia zabawa na wolnym powietrzu kilkuset podpitych młodych ludzi miałaby być decydującym wydarzeniem w walce prawie 40-mln państwa z epidemią? Nawet posłowie klubu PiS, tacy jak Andrzej Sośnierz, twierdzili jednak, że w takich warunkach o zakażenie raczej ciężej niż łatwiej. Zwłaszcza jeśli porówna się tamtą zabawę z codziennością w zatłoczonych autobusach, tramwajach, metrze, sklepach meblowych czy galeriach handlowych. Wyolbrzymienie tamtego weekendu było świadomym posunięciem władzy w celu obciążenia „nas wszystkich" za to, czego specjaliści z rządu musieli się spodziewać – czyli właśnie nowej fali zachorowań. Nagonkę na zakopiańskich turystów powtórzono zresztą tydzień później, gdy oskarżano ich już nie o zabawy na świeżym powietrzu, lecz o... imprezowanie w hotelach i pensjonatach. I tak źle, i tak niedobrze.
Chwilowe swobody
Czego rząd się spodziewał, gdy w przeddzień walentynek uwolnił biznes hotelarski czy narciarski z poprzednich ograniczeń? Że Polacy pozostaną mimo tego w domach i będą się cieszyć samym tym faktem? Było oczywistym, że miliony z nas ruszą w góry czy nad morze, by skorzystać z „wolnościowego okienka" – szczególnie że władza zastrzegła, iż trwać będzie jedynie dwa tygodnie, a potem może zostać zamknięte. Dlatego najazd gości do Zakopanego i innych miejscowości był czymś, czego można było oczekiwać i przewidzieć.