W wielkim tłumie czekającym przy lotnisku w Kabulu na możliwość ucieczki z opanowanego przez talibów kraju w weekend stratowano siedem osób. Poinformował o tym brytyjski resort obrony. NATO dodało, że przez ostatni tydzień zmarło tam co najmniej 20 osób. Masy ludzi tłoczą się w temperaturze sięgającej w dzień 35 stopni.
USA ostrzegły swoich obywateli, by samodzielnie nie udawali się na to lotnisko. Jest poważne ryzyko, że chaos wykorzystają terroryści z tzw. Państwa Islamskiego (organizacja parę lat temu walczyła z talibami w Afganistanie).
O ewakuację afgańskich obrońców praw człowieka stara się między innymi organizacja Human Rights Watch. – Niektórym zagrożonym udało się wyjechać, ale większości nie. Rozpaczliwie próbujemy pomóc. Nawet ci, co mają ze sobą wszystko: paszport, wizę, bilet, nie mogą się wydostać z opanowanego przez talibów kraju, bo nie sposób się przedrzeć do samolotów na lotnisku – mówiła „Rzeczpospolitej" w sobotę Heather Barr, pracująca dla HRW w Islamabadzie, stolicy sąsiedniego Pakistanu.
Przeczytaj: Kobiety to dla talibów istoty człekopodobne
Nikt nie ma złudzeń, że wszystkich Afgańczyków współpracujących wcześniej z USA i ich sojusznikami uda się ewakuować do 31 sierpnia, kiedy ostatecznie miały się wycofać wojska amerykańskie. Część państw wyraża gotowość przedłużenia operacji. Jeżeli Amerykanie się na to zdecydują, „będą mieli nasze całkowite poparcie" – napisał brytyjski sekretarz obrony Ben Wallace w gościnnym artykule w „Mail on Sunday", podkreślając: „zegar tyka, nie da się go powstrzymać".