Środowy pusty kalendarz makro nie zachęcał inwestorów do bardziej zdecydowanych ruchów na rynku walutowym. W efekcie więc rytm wyznaczał przede wszystkim dolar. Problem w tym, że ten nadal wykazuje rynkową siłę, a to utrudnia życie złotemu.
W środowe popołudnie za amerykańską walutę trzeba było płacić 3,92 zł czyli tyle ile wczoraj wieczorem. Nieznaczne umocnienie złotego widzieliśmy w relacji do euro. Po południu ruch ten wynosił 0,2 proc. i za europejską walutę trzeba było zapłacić 4,29 zł. O 0,1 proc. taniał frank, którego wycena spadła do 4,56 zł. Pewnie ruchy te byłyby mocniejsze, gdyby również i dolar na szerokim rynku wykazywał się słabością, a tak trzeba się zadowolić tym co mamy.
Czytaj więcej
Środowy poranek upływa pod znakiem niewielkich ruchów na rynku walutowym. Widać to także na rynku złotego.
Kalendarz makro rozrusza dolara i złotego?
Dzisiaj jeszcze poznamy zapiski z ostatniego posiedzenia Rezerwy Federalnej, co teoretycznie może podbić nieco zmienność rynkową. Większe atrakcje makro będziemy mieli jednak dopiero jutro. W kalendarzu czekają bowiem odczyty dotyczące inflacji w Stanach Zjednoczonych.
- Rynki czekają na dzisiejsze zapiski z wrześniowego posiedzenia Fed o godz. 20:00, a także jutrzejsze dane o inflacji CPI. Przed tymi publikacjami dolar pozostaje nieco silniejszy, gdyż rynki widzą ostatnie przesunięcia w oczekiwaniach co do skali obniżek stóp w USA. Jeżeli jednak inwestorzy uwierzą w to, że Fed nie ma wyjścia i musi dalej ciąć stopy, gdyż ma "duże zaufanie, co do spadku inflacji", a jutrzejsze dane CPI za wrzesień będą zgodne z szacunkami, lub minimalnie niższe, to presja zniknie i dolar znów zacznie tracić - wskazuje Marek Rogalski, analityk walutowy DM BOŚ.