To specjalna maszyna Boeing C-40, wchodząca w skład floty amerykańskiej armii. Jest zmodyfikowana tak, aby mogła pokonywać dłuższe trasy. Amerykanie musieli w awaryjnym tempie szukać maszyny zastępczej - podała CNN.
Czytaj więcej
Prezes Boeinga David Calhoun nie pozostawia złudzeń. Po tym, jak w czasie lotu B737 MAX-9 wypadły drzwi, na szefa zewnętrznej komisji, która przeprowadzi audyt w firmie, wybrał emerytowanego admirała marynarki wojennej USA Kirklanda Donalda.
Konieczna przesiadka
Defekt, który określono jako usterkę mechaniczną, wykryto już po tym, jak sam Blinken oraz towarzyszący mu dyplomaci oraz dziennikarze znaleźli się na pokładzie, a boeing był przygotowywany do odlotu. Wszyscy musieli opuścić samolot. Jak informowały media, po Blinkena wysłano nowy samolot z Brukseli - tyle, że nie zmieścili się w nim wszyscy pasażerowie.
W tej sytuacji większość grupy osób towarzyszących musiała wrócić do Waszyngtonu liniami komercyjnymi. Rzecznik Departamentu Stanu Matt Miller poinformował, że jego szef przyleciał do Waszyngtonu tak, jak planowano, jeszcze w środę wieczorem - tyle, że kilka godzin później. A po odpowiedzi na wszelkie pytania dotyczące usterki skierował do Sił Powietrznych USA.
Zła passa w Boeingu trwa
Przygoda sekretarza stanu USA zostałaby zauważona przez opinię publiczną, bo jest to ciekawostka, ale zapewne skończyłoby się na kilku złośliwych komentarzach. Teraz stała się kolejnym elementem psującej się reputacji Boeinga. 5 stycznia w odrzutowcu linii Alaska Airlines, wkrótce po starcie, na wysokości 5 tys. metrów, wyleciały, po poluzowaniu rygla blokującego, drzwi zapasowe. Zostały one wyssane na zewnątrz z powodu różnicy ciśnień. To cud, że wtedy nikt nie zginął - fotele w rzędzie przy drzwiach były, na szczęście, puste. I nikt nie odniósł poważnych obrażeń.