Zdaniem niektórych ekspertów rynku jest to zadanie wręcz niemożliwe.
Według szacunków Deana Gerbera z Valkyrie BTO Aviation zachodnie firmy leasingowe mają w tej chwili na rynku rosyjskim ponad 500 maszyn o łącznej wartości szacowanej na 10,3 mld dolarów. Najwięcej z nich jest we flotach Aeroflotu i S7, ale także Pobiedy i Rossiji. Są to głównie airbusy i boeingi.
Teoretycznie firmy leasingowe mają czas na wycofanie maszyn do 28 marca, ale Aeroflot, który ma w swojej flocie najwięcej zagranicznych maszyn już nie lata nimi za granicę, więc właściciele nie mają do nich dostępu. To dlatego Rosawiacja, rosyjski regulator rynku lotniczego, poleciła narodowemu przewoźnikowi zawieszenie zagranicznych połączeń. Dodatkowo Rosjanie pogrozili, że gotowi są znacjonalizować, czyli najzwyczajniej ukraść te maszyny. Dodatkowo jeszcze Rosawiacja zaleciła rosyjskim przewoźnikom zmianę rejestracji maszyn z Bermudów na Rosję, co z kolei utrudni odebranie certyfikacji tych samolotów i śledzenie, czy są właściwie serwisowane.
— W tej chwili obawiamy się, że te maszyny odleciały właścicielom na zawsze — nie ukrywa Steve Giordano, dyrektor amerykańskiej firmy Nomadic Aviation Group, wyspecjalizowanej w odzyskiwaniu samolotów dla firm leasingowych.
Rosyjska groźba nacjonalizacji wynajętych maszyn całkowicie zaskoczyła ich właścicieli. Rynek leasingu samolotów rozwijał się przez ostatnich 30 lat i był jednym z czynników stojących za dynamicznym wzrostem podróży lotniczych. Przy tym dotychczas firmy leasingowe miały zagwarantowane, że własność jest praktycznie „święta” i zawsze będą mogli ją odzyskać, gdyby okazało się, że zaistniała taka potrzeba. To dlatego samoloty stały się także bezpieczną lokatą kapitału.