Nie zobaczymy Karmazyna, Hołysza i Kaznodziei, postaci z polskiego horroru o pysze, w charakterystycznych kostiumach?
Zobaczymy Karmazyna i Hołysza, strój będzie na nich wybornie leżał, a Prymas powie, że Roma udziela mu zaklęcia, a Roma nie może się mylić.
Im dalej od afery z arcybiskupem Petzem opisanej przez „Rzeczpospolitą”, tym Roma bardziej kojarzy się z logo na męskich stringach czytanym na wspak.
Tak, tak: amor! Ale moim i aktorów obowiązkiem jest służba wielkiemu słowu. Na kolana!
Jednak odchudził pan w adaptacji oryginał.
Oryginał jest bardzo długi, a wielogodzinne siedzenie bardzo niezdrowe. Zawsze ze wszystkich sił staram się być wierny duchowi słowa, co czasem oznacza mniej liter.
Ale jedna z Masek mówi Konradowi, że bredzi. „Wyzwolenie” to w całości enigma.
Bo jest genialne. To co genialne balansuje na granicy grafomanii. Nie mamy do czynienia z „piece bien faite”, czyli sztuczką dobrze skrojoną, tylko wykwitem rozgorączkowanego genialnego umysłu, chorego na Polskę, ale też na syfilis. Gorączkowość tego narkotycznego namysłu jest chora, ale dożyliśmy takich czasów, że to najlepiej oddaje, co u nas się dzieje.
Zastanawialiśmy się nad rolą nie tylko polskich artystów, ale wszystkich inteligentów, formacji być może schodzącej ze sceny dziejów. Tych, którzy czytają książki i zajmują się czymś więcej niż grill, dwa samochody, dom z ogródkiem i niskie podatki.
Dlatego od pierwszej próby rozmawialiśmy o dwóch polskich inteligentach: prezydencie Pawle Adamowiczu zamordowanym po słowach „Gdańsk dzieli się dobrem”, przy okazji Światełka do nieba, a także o obywatelskim akcie samopoświęcenia, bezradności, i próbie obudzenia społeczeństwa po tym, co się zaczęło dziać z Polską - samospaleniu Piotra Szczęsnego. Niebywale radykalnym akcie sprzeciwu, który właściwie przeszedł bez echa.
Konrad robi wrażenia performera, który w konfrontacji z Maskami imrowizuje myśli, sprawdza je, pełen sprzeczności, prowokuje.
Sam sobie przeczy. Tak jak Polacy, jak polska inteligencja, niespójni w namyśle nad sobą, nad zbiorowością. Sprzeczne myśli targają polskimi inteligentami.
Dlatego w naszym spektaklu jest pięciu Konradów w różnym wieku. Dwie kobiety, trzech mężczyzn. Bo Konrad jest schizofreniczny, targany wewnętrznymi sprzecznościami, walczący ze sobą, ku chwale Ojczyzny. Ale płaci za to cenę najwyższą.
Poglądy artystów Teatru Wybrzeże są różnorodne, natomiast widziałem, że nikt nie obawiał się powiedzieć ze sceny słów, z którymi prywatnie się nie zgadza. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że są profesjonalnymi aktorami, którzy wcielają się w rolę.
W poznańskim „Śnie nocy letnie” podjął pan temat aktorów, którzy nie przyjmują ról niezgodnych ze swoimi przekonaniami.
Dyskusja o tożsamości aktorów sięgnęła kolejnego szczytu absurdu przy okazji „Zielonej granicy”. Prawica z gwizdkami krzyczała kiedyś w Starym na „Do Damaszku” do Doroty Segdy „Byłaś dla nas Faustyną, a teraz jesteś k...ą”, a teraz część aktywistów lewicy krzyczy, że aktorzy którzy grają negatywne postaci reprodukują przemoc, i trzeba tego zabronić. Jednocześnie prawicowi abnegaci zapowiadają pozwanie do sądu Maćka Stuhra za to, co mówi grana przez niego postać w filmie Agnieszki Holland. Spore gronko przedstawicieli oświeconych, liberalnych środowisk wyśmiewa paranoję prawicowych cenzorów, jednocześnie energicznie postulując swój rodzaj cenzury. Gdybym powiedział, że to moralność Kalego – byłbym rasistą, więc tego nie powiem.
O inteligencji mówi się, że nie tylko jest w d…ie, ale zaczęła się w niej urządzać. Znamy przykłady cenzorów na państwowych posadach i konformizmu w instytucjach samorządów wolnych od wpływu rządu.
Cóż, emigracja wewnętrzna, tzw. zachowywanie substancji, przecież jeszcze nie jest tak źle, przecież zawsze może być gorzej. Inteligenci często są na tyle inteligentni, żeby raczej unikać intensywnego myślenia o kondycji kraju, bo wnioski mogą nas doprowadzić do refleksji Piotra Szczęsnego, który spalił się ze wstydu za Polskę. Za nas wszystkich. A my nawet nie chcemy o tym pamiętać. Przecież trzeba żyć.
Wyspiański domagał się też, by nie gadać o Polsce przy byle okazji, bo przegadamy Polskę.
Tak, a mimo to, cały czas o Polsce gorączkowo gadał, Polska paliła go żywym ogniem. Wewnętrznie sprzeczne i fascynujące. Rzeczy, które są nam wspólne są przeszkodą w zbliżeniu się. Urastają do potęgi widma.
Zaskakujący jest feministyczny przekaz jednej ze scen.
Ale w innej scenie Konrad mówi: „U nas jest kraj gościnny, tu się zmieści każdy złodziej”. W „Wyzwoleniu” są cytaty dla każdego komitetu wyborczego. Wystarczy przekartkować.
To również tekst bardzo nietzscheański.
Rock'n'rollowy radykalizm, po prostu. Sztuka totalna. Wyzwolenie. Konrad stwierdza też, że artystami są wszyscy, którzy wiedzą to o sobie, i nie wiedzą. Wyspiański wyprzedzał czasy Warhola, Josepha Beuysa, Johna Cage’a.
Ma pan jakieś słowo na niedzielę?
Oczywiście: „Musimy coś zrobić, co by od nas zależało, zważywszy, że dzieje się tak wiele, co nie zależy od nikogo”. Każda Polka i Polak powinna sobie to wytatuować. Na sercu.