Litwa rozważa budowę płotu na granicy z Białorusią. Minister spraw wewnętrznych Agne Bilotaite oszacowała w środę, że cała inwestycja może kosztować około 15 mln euro. Granica przebiega przez niemal 680 kilometrów, ale dotychczas, jak mówi Bilotaite, ogrodzono niespełna 80-kilometrowy odcinek. Tłumaczy, że ponad 90 km granicy ogrodzić się w ogóle nie da, ponieważ przebiega przez zbiorniki wodne (jeziora, bagna i rzeki). Litwini zamierzają więc postawić 508 kilometrów specjalnego płotu, wyposażonego w czujniki ruchu i kamery.
Sprawa jest bardzo poważna, władze w Wilnie nie mają wątpliwości, że nielegalni migranci stali się „bronią hybrydową" w rękach reżimu Aleksandra Łukaszenki. Mówił o tym kilka dni temu szef litewskiej dyplomacji Gabrielius Landsbergis. Jak stwierdził, władze białoruskie nawet przywożą migrantów własnymi liniami lotniczymi z Bagdadu i Stambułu do Mińska. A pośredniczyć w procederze ma państwowa firma turystyczna Centrkurort.
Pomoc Litwie deklarował podczas wtorkowej wizyty w Wilnie szef MSZ Grecji Nikos Dendias, który działania Białorusi w kwestii nielegalnych migrantów porównał do działań sąsiadującej z jego krajem Turcji. Landsbergis mówił o potrzebie omówienie tematu na forum Unii Europejskiej.
Litewska Państwowa Służba Ochrony Granic alarmuje, że w Mińsku może już przebywać ponad tysiąc imigrantów, szykujących się do przekroczenia granicy UE. Niemal codziennie niewielkimi grupami próbują przekroczyć granicę Wspólnoty.
Od początku roku Litwa zatrzymała niemal 400 przybyszów, cztery razy więcej niż w ciągu całego ubiegłego roku. Część z nich próbuje przedostać się z Litwy na zachód UE poprzez Polskę. Tylko w ostatnich dniach Straż Graniczna zatrzymała na granicy z Litwą dwie grupy, które samowolnie opuściły litewskie ośrodki dla cudzoziemców.