Czy na Białorusi jest rewolucja?
Około 40 lat temu przeżywaliśmy coś podobnego. Cóż bowiem stanowi o tej szczególnej sytuacji dzisiaj na Białorusi? To, co nazwałbym społecznym przebudzeniem, które sprowadza się do tego, że dziesiątki tysięcy obywateli w czasie kampanii wyborczej wychodzi na ulice z potrzeby zamanifestowania czy ujawnienia własnej politycznej wrażliwości, okazania jej w sferze publicznej. Ze względu na skalę tego zjawiska jest to fenomen zupełnie nowy, który dotychczas nie występował w historii niepodległej Białorusi.
Ale w naszej historii tego rodzaju przebudzenie 40 lat temu zakończyło się 13 grudnia.
Właśnie, z naszej, polskiej perspektywy obserwujemy na Białorusi zalążek bezprecedensowo szerokiego ruchu społecznego, który nie jest wcale zorganizowany, jest spontaniczny. Ruch jest pluralistyczny (co według mnie jest niezwykle cenne) – bez żadnych wyraźnych rysów politycznych. Jego spoiwem jest nawiązanie do białoruskiej tożsamości: pamiętajmy, że na wiecach dominują biało-czerwono-białe flagi, ale obok pojawiają się też obecne, czerwono-zielone. To wskazuje, jak szeroki i niejednorodny jest ten ruch sprzeciwu wobec braku podmiotowości znacznych kręgów społeczeństwa w życiu publicznym. On nie jest zorganizowany, tam nie ma żadnych struktur, powiedzmy, politycznych. Nie ma takiej organizacji, którą można by porównać choćby z naszymi doświadczeniami z 1980 roku, nie ma jednego centrum ekspercko-przywódczego.
Nie ma Gdańska.